Przy okazji awarii elektrowni jądrowej w japońskiej Fukushimie, wyszło na jaw, że mało gdzie raczą nas oryginalnym sushi z Japonii - informuje "Metro".
Jak się okazuje hasła reklamowe typu: "Oferujemy oryginalne japońskie sushi", "Najlepsze sushi - produkty sprowadzamy prosto z Japonii" nie zawsze są zgodne z prawdą. - W naszym sushi nie stosujemy składników sprowadzanych z Japonii. Ściągamy je z Europy: ryż i większość glonów - z Włoch, takie rybki jak tilapie, czy korwiny czerwone - z Norwegii i Szkocji, wasabi z Niemiec, tylko glony nori i węgorze z Chin. A warzywka, które dodajemy do potraw, jak rzepa czy ogórki, mamy z Polski - ujawnia jeden z szefów restauracji z japońskim jedzeniem.
I tak jest prawdopodobnie w większości przypadków, bo oryginalne składniki są bardzo drogie i nie opłaca się ich sprowadzać. Obecnie doszła jeszcze kwestia strachu przed napromieniowaniem, jednak polskie służby sanitarne uspokajają, że nie ma obawy, by sprowadzane z Japonii oryginalne składniki do sushi mogły komukolwiek zagrozić. We wszystkich punktach granicznych Unii towary pochodzące z Japonii są dokładnie badane.
Musimy więc mieć świadomość, że oryginalne sushi może być "oryginalne" tylko z nazwy, bo warzywa pochodzą np. spod Grójca.