"Ta inicjatywa (pomnik w Smoleńsku) powinna zamknąć polemikę, która wybuchła w wyniku niedawnego zdemontowania przez lokalne władze w Smoleńsku płyty, zainstalowanej wcześniej przez rodziny ofiar katastrofy lotniczej, i zastąpienia jej przez inną" - zauważa "Le Figaro".
Gazeta zaznacza, że zamiana tablic odbyła się "bez zgody władz w Warszawie" i że rosyjska płyta pomija fragment mówiący o tym, że prezydent Kaczyński i 95 pozostałych ofiar katastrofy lotniczej zginęli w drodze na obchody rocznicy zbrodni katyńskiej. "Od czasu odkrycia tej zamiany płyt przez rodziny ofiar konserwatyści polscy nie posiadają się z oburzenia" - pisze "Le Figaro".
Zauważa, że "ze swojej strony, dyplomacja rosyjska zachowywała się w sprawie płyty chwiejnie, według scenariusza przypominającego sprawę wojny w Libii". Francuski dziennik wyjaśnia, że w tej ostatniej kwestii "premier Władimir Putin, sprzeciwiający się interwencji militarnej przeciw Kadafiemu, wszedł w konflikt z Miedwiediewem, >przyjacielem< Zachodu".
Według "Le Figaro", podobny dwugłos władz w Moskwie można było zauważyć w sprawie zamiany płyty w Smoleńsku. Dziennik przypomina, że w poniedziałek rosyjski MSZ uzasadnił usunięcie polskiej tablicy ku czci pamięci ofiar katastrofy twierdząc, że "Warszawa się temu nie sprzeciwiała". Zdaniem gazety, proponując teraz wzniesienie pomnika rosyjsko-polskiego w Smoleńsku, Miedwiediew "odgrywa rolę strażaka", który odcina się od Rosjan wciąż negujących zbrodnię katyńską. "Le Figaro" zaznacza również, iż w trakcie obchodów "Miedwiediew obiecał zrobić wszystko, by wyjaśnić przyczyny katastrofy lotniczej i sławił polsko-rosyjskie >więzy przyjaźni<, oparte na interesach ekonomicznych, co spodobało się jego polskiemu odpowiednikowi".
PAP