Dodaje: "Kimkolwiek są nikczemnicy, który przygotowali i zdetonowali śmiercionośną bombę, (...), bynajmniej nie pracowali w znienawidzonych przez opozycję komitetach rejonowych (administracji państwowej) i organach ideologicznych reżimu".
Gazeta powołuje się na opozycyjnego dziennikarza Pawła Szeremieta, który - jak podaje dziennik - "mówi, że nie będzie zdziwiony, jeśli dowie się, że wybuch (w metrze) przeprowadził człowiek z opozycji". Zdaniem gazety, Szeremiet zasłania się "zastrzeżeniami, że może to być jakoby człowiek przypadkowy, jakaś jednostka". Jednak "opozycja to wcale nie jednolita kolumna, ona ostatecznie składa się właśnie z jednostek, które tylko od czasu do czasu zbierają się w tłum" - stwierdza dziennik. "Bardzo możliwe, że Szeremiet pokazał prawdziwy adres, gdzie dojrzewali zabójcy - środowisko opozycji!" - pisze gazeta. Dodaje przy tym, że potwierdzić opinię Szeremieta lub zaprzeczyć jej, powinno śledztwo.
Szeremiet, redaktor portalu Biełorusskij Partizan, napisał w komentarzu we wtorek, że "nie wierzy ani przez sekundę w terrorystów wśród opozycjonistów". "Białoruska opozycja jest pod takim naciskiem władz, że nawet zamysł jakiejś akcji od razu staje się znany służbom specjalnym i jest momentalnie unieszkodliwiany" - ocenił.
Dodał przy tym: "Jednak nie zdziwię się, jeśli wybuch organizowała jednostka spośród opozycjonistów. Represje na szeroką skalę ze strony władzy wobec niewinnych ludzi prędzej czy później powinny były odbić się rozpaczą i agresją". Szeremiet zarzucił też prezydentowi Białorusi Alaksandrowi Łukaszence, że to "jego szalona polityka sprowokowała śmierć (ofiar zamachu)".
pap