"WSJ" ocenia, że prowadzone rozmowy są niewygodne dla władz obu krajów. Amerykanie chcą bowiem zakończyć swoją obecność w Iraku, a Irakijczycy obawiają się, że jeśli wojska USA pozostaną, to w kraju mogą znów wybuchnąć napięcia między szyitami i sunnitami oraz protesty przypominające te, które ogarnęły w ostatnich miesiącach kraje arabskie.
Przewodniczący kolegium szefów sztabów sił zbrojnych USA admirał Mike Mullen przybył w czwartek do Bagdadu i wezwał irackich przywódców, by w najbliższym czasie przyspieszyli rozmowy, jeśli chcą, by amerykańskie siły pozostały w kraju dłużej niż do końca 2011 roku - pisze "WSJ".
Jednak, jak wskazuje dziennik, taki plan wymaga zgody prezydenta USA Baracka Obamy. "Nie spełniając wyborczej obietnicy wycofania wojsk z Iraku, Obama mógłby napotkać polityczny opór" - zauważa "WSJ". Z kolei, "jeśli USA wycofają się z Iraku, a kraj ogarnie fala przemocy, prezydent może stanąć w obliczu trudnych pytań ze strony Republikanów na temat tego, czy Stany Zjednoczone nie oceniły błędnie możliwości Iraku".
Obecnie w Iraku stacjonuje 47 tys. żołnierzy amerykańskich, którzy na podstawie obustronnego porozumienia mają opuścić kraj do końca bieżącego roku. Od zakończenia misji bojowej w sierpniu 2010 roku amerykańskie oddziały zajmują się doradzaniem i szkoleniem irackich sił.
"Irackie wojsko ma niewiele broni ciężkiej i nie posiada prawie żadnych samolotów bojowych. USA planują sprzedać Irakowi zaawansowane systemy radarowe (...) oraz samoloty F-16 (...)" - pisze "WSJ". Przedstawiciele władz USA podkreślają, że Irakijczycy będą potrzebować dodatkowych szkoleń, by opanować ten sprzęt.pap