W opinii politologa "po prostu nieprzyzwoicie jest nie przyznać racji, że Polacy na Wileńszczyźnie (gdzie stanowią ok. 60 proc. ludności - red.) mają większe prawa w kwestii używania języka polskiego". Jednakże - jak zaznaczył Kulakauskas - "prawa z lekkością się deklaruje, trudniej realizuje, szczególnie gdy dla większości polityków demokracja nie jest wartością etyczną czy polityczną, a tylko środkiem walki o władzę".
"Moim zdaniem jest to jednym z głównych powodów, dlaczego władze Litwy nie stały się władzami dla litewskich Polaków, a w dwóch samorządach, gdzie dominuje ta mniejszość (w rejonie wileńskim i solecznickim - red.) uformował się reżim jednopartyjny noszący znamiona getta" - pisze Kulakauskas.
Od lat w tych dwóch samorządach partią rządzącą jest Akcja Wyborcza Polaków na Litwie, ale w ocenie politologa "większą odpowiedzialność za taki stan rzeczy ponoszą władze Litwy, które nie poświęcają należytej uwagi sprawom litewskich Polaków". "Przecież, jeżeli chodzi o demokrację, nie ma żadnych powodów i uzasadnienia konstytucyjnego walki z podwójnymi napisami nazw ulic czy miejscowości. Taka praktyka jest codziennością w wielu państwach Unii Europejskiej w miejscowościach licznie zamieszkiwanych przez mniejszości narodowe" - przypomniał Kulakauskas.
Zauważył, że "eskalacja nieporozumień pomiędzy społecznością polską a litewską nie jest odpowiednim sposobem obrony interesu narodowego Litwy. "Jeżeli ktoś na tym korzysta, to tylko poszczególni politycy i Rosja, która realizuje inną niż Litwa i Polska wizję geopolityczną Europy i świata" - tłumaczył politolog.
PAP