Stołeczni radni ignorują e-maile od wyborców - ubolewa "Życie Warszawy".
Dziennikarze wysłali do 60 członków Rady Warszawy drogą elektroniczną listy z pytaniem o godziny ich dyżurów. Kwestia prosta, nie wymagająca żadnych dodatkowych czynności. Odpowiedź przysłało 12 osób, niektóre już po kilku minutach.
Część ze służbowych skrzynek jest zapchana e-mailami. Komunikaty tej treści nadeszły w 23 przypadkach. Wniosek z tego taki, że ich właściciele do nich nie zaglądają. Po co więc radni mają swoje służbowe adresy? Wielu z tych, którzy nie odpisali, tłumaczy się problemami technicznymi ze swoimi skrzynkami i twierdzi, że już zgłaszało sprawę informatykom.
Radni są zainteresowani kontaktem ze swoimi kolegami z partii, a nie z mieszkańcami. Szczególnie w dużych miastach, gdzie do rady dostają się kandydaci z list partyjnych i zajmują się wielką polityką, zamiast reprezentować lokalną społeczność - czytamy w "Życiu Warszawy".