Dokument ma być po części ostrzeżeniem dla potencjalnych komputerowych agresorów, uświadamiając im ewentualne konsekwencje takiego atakowania Stanów Zjednoczonych. "Jeśli wyłączycie nam sieć energetyczną, to być może wpuścimy rakietę w jeden z waszych kominów" - powiedział cytowany przez WSJ przedstawiciel władz wojskowych.
Według dziennika, Pentagon lansuje w tym kontekście pojęcie "ekwiwalentności". Gdyby skutkiem cyberataku były porównywalne z efektami akcji zbrojnej straty materialne lub ofiary w ludziach, to wówczas wchodziłoby w grę rozważenie "użycia siły", mogące pociągnąć za sobą uderzenie odwetowe.
Jak twierdzi WSJ, przygotowywany dokument liczy około 30 stron w swej wersji tajnej i 12 w wersji jawnej. Stawiana tam teza głosi, iż wyprowadzane z różnych międzynarodowych umów i zwyczajów prawa konfliktu zbrojnego - w tym proporcjonalnej odpowiedzi na agresję - obowiązują zarówno na normalnym teatrze wojny, jak i w cyberprzestrzeni. Dokument przypomina o uzależnieniu Pentagonu od technologii informacyjnych i uzasadnia, dlaczego w podejmowanych przez resort obrony przedsięwzięciach ochronnych powinny także uczestniczyć inne państwa i sektor prywatny.
Za istotny postulat uznano tutaj również zharmonizowanie doktryny cyberwojennej USA z rozwiązaniami, jakie opracują ich sojusznicy z NATO.pap