Polska chce dowieść, że nie jest awanturnikiem

Polska chce dowieść, że nie jest awanturnikiem

Dodano:   /  Zmieniono: 
Polska długo uchodziła za awanturnika w Unii Europejskiej, teraz chce wykorzystać prezydencję, by dowieść, że jest partnerem - pisze w piątek niemiecki dziennik "Sueddeutsche Zeitung", komentując objęcie przez Polskę przewodnictwa w Radzie UE.

Według gazety dla premiera Donalda Tuska unijna prezydencja rozpoczyna się w dobrym momencie. "Jesienią w Polsce wybrany zostanie nowy parlament, (Tusk) chce się zaprezentować w kampanii wyborczej jako europejski przywódca i myśliciel" - pisze "SZ".

"Tusk chciałby, aby zapomniano o tych dwóch latach od 2005 do 2007 r., kiedy to Polska uchodziła w Brukseli i innych stolicach za największego awanturnika, a także o fakcie, że inicjatywa zablokowania reformy UE pierwotnie wyszła od jego własnej partii, PO" - dodaje dziennik, nawiązując do polskiego sprzeciwu wobec zmiany systemu głosowania w Radzie UE oraz do hasła "Nicea albo śmierć".

"Przede wszystkim minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski będzie starał się o sprawne funkcjonowanie kierowanej teraz przez niego Rady ministrów UE. Przed pięciu laty należał jeszcze do obozu Kaczyńskiego i głosił, że najważniejszym partnerem Polski muszą być USA, a nie pozostałe kraje UE. Jednak rozczarowanie Sikorskiego postawą jego neokonserwatywnych mecenasów w administracji ówczesnego prezydenta USA George'a W. Busha, którzy nie chcieli znieść obowiązku wizowego dla Polaków, uczyniło z niego energicznego orędownika integracji europejskiej" - pisze "Sueddeutsche Zeitung"

Gazeta ocenia, że w czasie polskiego przewodnictwa w UE może dojść do sporu o unijne finanse między Polską, która jest największym beneficjentem netto budżetu UE, a płatnikami netto, w tym Niemcami. Kolejny konflikt może wyniknąć z planów dotyczących Partnerstwa Wschodniego UE. "Między wszystkimi partiami w Polsce panuje konsensus, że Rosja uprawia neoimperialną politykę i dlatego rosyjskie wpływy powinny zostać ograniczone. Wprawdzie Tusk i Sikorski stawiają na przyjazne gesty pod adresem Moskwy, ale za naiwną uważają oni politykę wobec Rosji, jaką uprawiał były szef niemieckiej dyplomacji Frank-Walter Steinmeier pod hasłem zbliżenia poprzez tworzenie związków" - pisze "SZ".

Dodaje też, że wraz z porażką proeuropejskich reformatorów na Ukrainie, zabrakło "flagowego projektu w przestrzeni postsowieckiej, czyli modelu, na którym można by zademonstrować, że demokratyzacja społeczeństwa jest najlepszą przesłanką sukcesu gospodarczego".

pap