Bułgarscy posłowie zarabiają "na czarno"

Bułgarscy posłowie zarabiają "na czarno"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Posłowie bułgarscy otrzymują - poza podstawowym wynagrodzeniem - dodatkowe nieopodatkowane pieniądze, z których się nie rozliczają - pisze dziennik "Standard", powołując się na oficjalne źródła parlamentarne.
Wszyscy posłowie oprócz wynagrodzenia, które obecnie wynosi 2196 lewów (1098 euro), dostają jeszcze około 1500 lewów (750 euro) - oświadczył w wywiadzie telewizyjnym opozycyjny poseł Jane Janew, podkreślając, że pieniądze dostaje się do ręki i nie płaci od nich podatków. Doniesienia potwierdził w rozmowie z dziennikiem szef parlamentarnej administracji Iwan Sławczow, dodając jednak, że chodzi "nie o dochody, a o środki na pokrycie wydatków". Pieniądze pochodzą z państwowych subsydiów dla partii parlamentarnych, które wynoszą 5 proc. od płacy minimalnej za każdy otrzymany w ostatnich wyborach parlamentarnych głos, i mają być przeznaczone na cele reprezentacyjne, ekspertyzy, współpracowników i utrzymanie biur w obwodach wyborczych.

Sprawa wyszła na jaw, gdy kilku posłów opuściło kluby poselskie i jako niezrzeszeni zażądali, by subsydia już nie wpływały do klubów. Okazało się, że jest to stara praktyka sprzed ponad 10 lat. Rządząca partia GERB (Obywatele na rzecz Europejskiego Rozwoju Bułgarii) dostaje miesięcznie prawie 59 tys. euro z tego tytułu, lewica - 27 tys., turecki Ruch na rzecz Praw i Swobód - 25 tys., a nacjonalistyczna "Ataka" - 12,5 tys. - pisze "Standard". Wiceszef klubu poselskiego rządzącej partii Dymitar Gławczew oświadczył, że posłowie GERB wydają te środki "wyłącznie na pomoc chorym dzieciom" i na delegacje w okręgach wyborczych. Z kolei posłowie lewicy przekazują 40 proc. na utrzymanie centrali partyjnej, 60 proc. jest przeznaczonych na biura na prowincji, seminaria, ekspertyzy. Inne kluby poselskie twierdzą, że postępują podobnie. - Rozumiecie, że nie można żądać paragonów i kwitów za 10 kaw i butelek wody mineralnej dla uczestników małego spotkania - tłumaczył szef parlamentarnej administracji.

Media bułgarskie piszą o jeszcze jednym skandalu finansowym: MSW otrzymuje od obywateli i prywatnych firm darowizny. Od początku 2011 roku zadowoleni z pracy obywatele i przedstawiciele firm przekazali 6,5 mln lewów (3,25 mln euro). Okazało się, że wśród darczyńców byli klienci prokuratury i sądu, a także firmy, zainteresowane określonymi decyzjami rządowymi. Komercyjna telewizja BTV podała, że w niektórych regionach policja drogowa dysponuje listami z numerami rejestracyjnymi samochodów darczyńców, których nie należy karać mandatami. Szef resortu i wicepremier Cwetan Cwetanow zbagatelizował sprawę, chociaż źródłem danych jest samo MSW. Według drugiego wicepremiera i ministra finansów Simeona Diankowa ministerstwo powinno zwrócić te pieniądze. - MSW ma najwyższy budżet w państwie. Pieniędzy wystarczy, jeżeli dobrze nimi gospodarować - oświadczył Diankow w wywiadzie telewizyjnym.

PAP