Niedawny spadek zainteresowania Ameryką u ludności uboższego, południowego sąsiada ma różne przyczyny. W mediach przeważała dotąd opinia, że jest to przede wszystkim kwestia problemów gospodarczych USA, wzrostu antyimigracyjnych nastrojów oraz nagonki na nielegalnych przybyszów. Jednak naukowcy z prestiżowego Uniwersytetu Princeton w stanie New Jersey oraz ich meksykańscy koledzy z Guadalajara z Mexican Migration Project (MMP) ograniczenie fali meksykańskich imigrantów tłumaczą wzrostem atrakcyjności ich własnego kraju.
W Meksyku nastąpiła poprawa warunków życia. Wybitny ekonomista Roberto Newell twierdzi, że zarówno produkt krajowy brutto na jednego mieszkańca, jak też dochód rodziny zwiększył się od 2000 roku o ponad 45 procent. Jednocześnie rodziny stają się mniej liczne. Podczas gdy jeszcze w roku 1970 roku Meksykanka rodziła przeciętnie 6,8 dziecka, teraz zadowala się dwojgiem. Znacznie polepszył się też dostęp do edukacji.
Jak pisze "The Washington Post" w Jalisco - jednym z trzech stanów, z których w minionym stuleciu wyjeżdżało do USA najwięcej ludzi - meksykańscy studenci twierdzą, że są lepiej wykształceni niż ich rodzice i zamierzają zostać w Meksyku. Podobnie jest gdzie indziej, co potwierdzają statystyki. Jeśli w latach 2000-2004 przez granicę z USA przedzierało się nielegalnie ok. 525 tysięcy Meksykanów rocznie, w 2010 roku ich liczba spadła do ok. 100 tysięcy.
"Po raz pierwszy od 60 lat do Ameryki przybywa tyle samo Meksykanów, co wraca do swojego kraju, a może nawet ci drudzy przeważają" - ocenia cytowany przez nowojorski dziennik współdyrektor MMP, Douglas S. Massey.
Spadkową tendencję ilustrują rezultaty spisu ludności. W Meksyku żyje obecnie o cztery miliony więcej osób niż szacowano. Fakt ten demografowie przypisują właśnie poważnemu zahamowaniu odpływu emigrantów.
pap