Gazeta zauważa, że "od początku roku do 1 lipca kurs rubla białoruskiego w stosunku do koszyka walut spadł o 75 procent, kurs dolara wzrósł o 64,8 procent, euro - o 80,4 procent, rubla rosyjskiego - o 80,2 procent". "Rozmiary dewaluacji robią wrażenie" - wskazuje tygodnik, a w tytule artykułu zaznacza, że i tak "dewaluacji okazało się za mało".
Według przykładów podawanych przez gazetę należące do największych białoruskich przedsiębiorstw państwowych zakłady samochodowe MAZ zgodziły się na "powołanie giełdy wewnątrzresortowej" i po obowiązkowej sprzedaży państwu 30 procent dewiz ze swojego zysku samo dostarcza zagraniczne waluty swoim dostawcom. "W ramach rynku pozagiełdowego powstały swego rodzaju oazy wymiany naturalnej - komponenty wymieniane są na prawo kupna dewiz" - zauważa "BiR". Przypomina, że obecnie w kantorach osobom fizycznym sprzedawane są tylko, i to nie wszystkie, te dewizy, które przyniesiono do skupu. Białorusini odpowiadają na to, "wycofując środki z depozytów bankowych i przenosząc transakcje walutowe na czarny rynek". Gazeta zauważa, że w maju Białorusini sprzedali w gotówce czterokrotnie mniej dewiz niż na początku roku.
Jak wskazują dane z Mińska, niektóre firmy zajmujące się dotąd wyłącznie importem, zaczęły dokonywać niewielkich dostaw na eksport. Zdaniem tygodnika, wszystkie te zjawiska świadczą o tym, że "rynek walutowy stopniowo się degraduje". Gazeta zastanawia się, czy rząd rzeczywiście dokona zapowiadanej stabilizacji tego rynku, a nie odłoży jej na przykład do momentu, gdy nie zwiększą się rezerwy walutowe kraju i nie pojawią się "nadwyżki dewiz". Te zaś, jak stwierdza program antykryzysowy związany z otrzymanym przez Białoruś kredytem z Euroazjatyckiej Wspólnoty Gospodarczej, nie pojawią się w ciągu najbliższych trzech lat. "Tak więc stabilizacja rynku walutowego Białorusi może być odłożona na kilka lat" - konkluduje tygodnik.
PAP