Powoli zaczynamy wyjeżdżać tylko po to żeby jeść. Można jechać do Kalifornii żeby spróbować ostryg i tapioka, w Kopenhadze skupić się na smakowaniu smażonego mchu, a w hiszpańskim Roses inhalować się marchwią. Gastro-turystyka nie jest niczym zaskakującym ani nowym. Świadczy o tym chociażby popularność programów kulinarnych, w których prowadzący odkrywają przed nami nowe, nieznane w rodzimej kuchni smaki. Poza tym sami często przyznajemy, że wolimy pojechać na wakacje do kraju, którego kuchnia nam smakuje.
Michelin wymyślił gastro-turystykę już 100 lat temu publikując w czerwonych przewodnikach ranking restauracji i oceniając je ilością gwiazdek. Jedna oznaczała, że warto wejść do takiego lokalu, dwie oznaczały, że po spróbowaniu jednej potrawy prawdopodobnie wrócimy po więcej, a trzy gwiazdki polecały specjalną wyprawę tylko do danej restauracji.Wynikiem takiego podróżowania z przewodnikiem Michelin w ręce jest oczywiście przybieranie na wadze podczas wakacji. Nie będzie wielkim zaskoczeniem, że najniebezpieczniejszą dla naszej figury jest Ameryka i jej kultura „przekąsek". Okazuje się jednak, że coraz częściej poznajemy kulturę danego kraju właśnie poprzez jego kuchnię i są to bardzo przyjemne wakacje.
mk