Bezradna Wielka Brytania

Bezradna Wielka Brytania

Dodano:   /  Zmieniono: 
"Kryzys finansowy, skandal z włamaniami na telefony, a teraz zamieszki. Gdyby wydarzyły się pojedynczo czulibyśmy furię, obecnie czuć możemy tylko bezradność" - pisze w "The Guardian" Jonathan Freedland, pisarz i publicysta tej gazety.
Freedland pisze, że gdy na zrobionych podczas zamieszek zdjęciach widzi kobietę wyskakującą z płonącego budynku, lub właściciela rodzinnego sklepu, który patrzy jak dzieło jego życia obraca się w pył, to ma ochotę płakać. Najbardziej niepokojące są jednak dla niego inne zdjęcia - pokazują stojących tyłem policjantów, którzy są bezsilni i nie są w stanie powstrzymać ludzi grabiących i spalających wszystko wokół. Według publicysty pragnienie zatrzymania zamieszek widać w internetowych komentarzach i we wpisach Twittera. Ludzie piszą, że "to musi się skończyć", desperacko pragną by ktoś coś zrobił.

Zdaniem dziennikarza prawdziwym problemem jest to, że to dopiero wstęp do dzisiejszych kłopotów. Bezsilność pokazuje kryzys finansowy, podczas którego główne światowe indeksy zaczynają spadać o 5 proc. dziennie. W poniedziałek okazało się, że bezsilny jest też - prawdopodobnie najpotężniejszy na świecie - gabinet Baracka Obamy, który musiał przyglądać się jak Stany Zjednoczone tracą w ratingach swoje odwieczne "potrójne A". Przywódcą Unii Europejskiej stoczyli zaś w zeszłym miesiącu prawdziwą batalię z kryzysem w strefie euro, która dała efekt zaledwie na dwa tygodnie. W przywróceniu spokoju pomogła decyzja niewybieralnego szefa Europejskiego Banku Centralnego.

Freedland uważa, że klasa polityczna nie chce przyznać się do swojej bezsilności. Pewnym rytułałem było przerwanie wakacji przez ministrów i burmistrza Londynu i zwołanie specjalnej sesji parlamentu. Jest co najmniej bardzo wątpliwe, by powrót polityków mógł w jakikolwiek sposób pomóc w rozwiązaniu sytuacji.

Sceptycyzm wobec siły demokratycznie wybranych polityków podzielają też sami szabrownicy. Nazywanie ich protestującymi, czy buntownikami niesie ze sobą pewne polityczne znaczenie, które nie jest prawdziwe. W większości wypadków w zamieszkach uczestniczą ludzie, którzy liczą na osobiste korzyści płynące na przykład z kradzieży. Jeśli niosą za sobą jakieś polityczne przesłanie, to jedynie to, że polityka nie jest ważna.

Publicysta przypomina, że bezsilność demokratycznie wybranej władzy pokazał też ostatni skandal wokół stosowanych przez brytyjskie brukowce podsłuchów. Ujawnił on potęgę niepochodzących z wyboru mediów, ich panowanie nad światem polityki i prawa. Pełna władza News Corporation kontrastowała z bojaźliwymi zachowaniami tych, których wybieramy i wierzymy, że nas chronią.

Według dziennikarza porównywanie wydarzeń z 2011 roku z tymi z 1981 roku jest błędem - wówczas istniała jeszcze wiara, że jeśli polityczna władza znajdzie się w innych rękach lub jeśli kluczowe instytucje zmienią swoje zachowanie to może być lepiej. Teraz jedyna pociecha pochodzi z małych społecznych akcji, jak wspólne sprzątanie, które rozpoczęło się w Londynie. Instytucje demokratyczne wyglądają na słabe i złamane.

Największą ironią 2011 roku - jak pisze Freedland - jest fakt, że poza Europą i Stanami Zjednoczonymi najważniejszym wydarzeniem stała się arabska rewolucja, podczas której ludzie z Syrii, Jemenu i innych państw wyszli na ulice. "Wygląda na to, że kiedy tylko te narody zaczęły rządać demokratycznych narzędzi, my uznaliśmy je za rdzewiejące i przytępione w naszych rękach" - podsumowuje publicysta.

tch