Główny państwowy dziennik "SB. Biełaruś Siegodnia" podaje, że do ograniczeń skłoniły nadużycia, do których dochodziło przy staraniach o mieszkanie w stolicy. "Były przypadki, że niektórzy starali się dostać na listę potrzebujących kilkakrotnie. Ulgowe kredyty dostawali i ci, którzy już mieli mieszkanie. A tracili na tym przede wszystkim ci, którzy potrzebowali go naprawdę" - pisze dziennik. "Są także inne aspekty: trzeba iść w regiony, aby uniknąć przeludnienia Mińska" - dodaje "SB". W wywiadzie dla gazety minister budownictwa Anatol Niczkasou tłumaczy, że polityka mieszkaniowa ostatnich lat doprowadziła do "gorączkowego zwiększania wydajności" w budownictwie i "kolosalnych kredytów ulgowych", ponieważ w 2006 roku 50 proc. mieszkań budowano pod te kredyty, a w 2010 roku - już 80 procent. Z kolei rządowa "Zwiazda" przyznaje, że wzrosły koszty budowy mieszkań.
Nowe kryteria przyjęcia w programie mieszkaniowym weszły w życie w środę. Dotyczą nie tych, którzy już czekają w kolejkach po mieszkania, ale następnych chętnych. Nie zmienią się główne kategorie osób, które mogą ubiegać się o mieszkanie - są to przede wszystkim rodziny wielodzietne i osoby, które nie mają w ogóle własnego lokum. Na początku tego roku prezydent Alaksandr Łukaszenka ocenił, że w Mińsku nie powinno mieszkać więcej niż 2 mln ludzi. Media opozycyjne oceniały wówczas, że przyczyną jest słabe poparcie w stolicy dla Łukaszenki w wyborach prezydenckich w grudniu zeszłego roku i większa skłonność mieszkańców stolicy do nastrojów antyrządowych.
PAP