Ostatnie zamieszki w Wielkiej Brytanii okazały się trudne do zakwalifikowania. Po serii zbuntowanych manifestacji przeciwko cięciom budżetowym w Europie, ciężko było znaleźć wyraźne hasło, które nieśliby ze sobą szabrownicy z Londynu. Okazało się, że ich hasłem jest frustracja, która wcale nie narodziła się dzisiaj. Graham Beech, pracownik organizacji zapobiegającej przestępczości „Nacro", mówi, że obraz „pijanych wandali bez perspektyw” już na stałe wpisał się w krajobraz Wielkiej Brytanii. Policja tymczasem, od dłuższego czasu miała coraz gorsze stosunki z mniejszościami etnicznymi. Wszystkie te czynniki i dochodzące do tego problemy finansowe Europy sprawiły, że frustracja najbiedniejszych znalazła wreszcie swoje brutalne ujście.
Przypadek Louisa Jamesa, białego 19-latka, pod wieloma względami jest typowy. Brał on udział w zamieszkach w Camden Town, podczas których ukradł sweter za 195 funtów. Twierdzi, że nauczył się czytać dopiero 3 lata temu i że zaprzestał edukacji w wieku 15 lat. Jego ojciec zmarł na skutek przedawkowania heroiny, a matka ledwo utrzymuje jego młodsze rodzeństwo. James dostaje zasiłek od państwa na okres poszukiwania pracy, jednak okazuje się, że już od dłuższego czasu całe dnie spędza przed telewizorem.
Gazety, które nazywają tych młodych dewastatorów „dzikimi i wściekłymi", jeszcze do niedawna określały w ten sposób gangi terroryzujące londyńskie slumsy. Oznacza to, że albo zbuntowani młodzi przejmują taktykę działania gangów, albo po prostu do nich przystają. W obu przypadkach cierpią najsłabsi – mieszkańcy biednych dzielnic stracili teraz dorobek całego życia, bo inni mieszkańcy tej samej dzielnicy mieli jeszcze mniej.mk