Przyczyną protestu jest zmniejszenie budżetu przeznaczonego na edukację, co wiąże się ze spadkiem poziomu nauczania. W szkołach nauczyciele nie będą zatrudniani na umowy tymczasowe, co spowoduje, że pracę straci około 13 tysięcy z nich, w tym trzy tysiące w samym Madrycie. Szkoły są zmuszone zmieniać programy zajęć, łączyć klasy, a nauczyciele szkół średnich mają pracować za tę samą płacę dwie godziny dłużej tygodniowo.
Premier rządu autonomicznego w Madrycie Esperanza Aguirre twierdzi, że "nie ma cięć na edukację, a strajki mają charakter polityczny i są skierowane przeciwko prawicowym władzom lokalnym". "Jedyne, o co prosi się nauczycieli, to to, aby pracowali 20 godzin lekcyjnych tygodniowo zamiast dotychczasowych 18, czyli aby mieli 4 godziny lekcyjne dziennie" - powiedziała. "To konieczny wysiłek w dobie kryzysu w kraju, który ma 5 mln bezrobotnych i 45-procentowe bezrobocie wśród młodych ludzi" - dodała. Jednak związki zawodowe uważają, że podjęte środki są niekorzystne dla szkolnictwa publicznego i faworyzują szkoły prywatne.
Hiszpańska gospodarka została nadszarpnięta w wyniku kryzysu światowego i załamania na rynku mieszkaniowym, a rekordowe wśród państw uprzemysłowionych bezrobocie - 20,9 procent - dotyka w dużej mierze osoby z młodego pokolenia. Od dwóch lat w Hiszpanii obowiązują środki oszczędnościowe, polegające m.in. na zmniejszeniu pomocy socjalnej i obniżeniu płac urzędników.pap