- Potem nastał Barack Obama, tak bardzo doceniany przez wszystkich za swój multilateralizm i bardziej otwartą postawę, która jednak wpędziła nas w kryzys. Odkryliśmy, że w Europie król jest nagi. Na przykład w sprawie Libii amerykański prezydent wezwał nas, byśmy byli protagonistami; to model współudziału, który od tej pory byłby stosowany w wielu kancelariach. To szok dla UE, pozbawionej politycznej jedności, bez przywództwa i z niewielkimi środkami do wydania - oświadczył Frattini.
Odnosząc się do politycznej słabości UE minister ocenił: „To negatywna ewolucja procesu integracji, który obserwowałem w ostatnich dziewięciu latach najpierw jako minister spraw zagranicznych, potem wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej, a następnie, gdy wróciłem do MSZ". - Zaczęliśmy od euroentuzjastycznej wizji, dalekiej od rzeczywistości instytucjonalnej i politycznej UE - zauważył Frattini.
Przypomniał, że jego kraj apelował o „prawdziwą wspólną europejską politykę zagraniczną" i „prawdziwego europejskiego ministra spraw zagranicznych”. - Tymczasem zwyciężyły narodowe pobudki. Zostaliśmy pokonani i dzisiaj wszyscy płacimy za skutki tego - podkreślił szef włoskiej dyplomacji.
Za dobry znak Frattini uznał zaś kroki na rzecz wspólnej unijnej polityki obronnej. - Włochy wystąpiły z inicjatywą starając się o skupienie wokół projektu obrony UE ważnej grupy państw: Francji, Niemiec, Polski i Hiszpanii, gotowych rozwinąć model wzmocnionej współpracy wojskowej. To próba odpowiedzi na nowe wyzwania, także to, postawione nam przez Stany Zjednoczone - oświadczył Frattini. Jego zdaniem jest to sposób zwiększenia udziału Unii we wspólnocie euroatlantyckiej, wymagającej zacieśnienia.
PAP