Arabska wiosna, czyli seria rewolucji w krajach Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej, skłoniła wielu komentatorów do apeli o "nowy Plan Marshalla" dla tych krajów. Byłby on wzorowany na pomocy USA dla zniszczonej po II wojnie światowej Europy.
Sama sekretarz stanu Hillary Clinton powiedziała jednak w piątek, że "nie ma mowy" o Planie Marshalla dla tego regionu, "kiedy nasz własny rząd sam stoi przed tak poważnymi ekonomicznymi wyzwaniami". Ograniczono w związku z tym pomoc dla Egiptu i Tunezji, gdzie zostali obaleni urzędujący prezydenci-dyktatorzy, ale gdzie dalszy los rewolucji stoi pod znakiem zapytania. Wydatki na dyplomację (Departament Stanu) i pomoc zagraniczną, które w 2010 r. wyniosły 55 miliardów dolarów, w bieżącym roku zmniejszono do 49 miliardów dolarów.
Na nowy 2012 rok podatkowy, który rozpoczął się 1 października, administracja zaproponowała wydatki w wysokości 59 mld dolarów na pomoc zagraniczną i dyplomację, ale jest oczywiste, że Kongres znacznie obetnie tę kwotę. Wydatki na pomoc zagraniczną stanowią zaledwie niecały 1 procent budżetu USA. Jak wynika jednak z badań opinii publicznej, większość Amerykanów jest przekonana, że wydaje się na ten cel znacznie więcej, i domaga się cięć.
Może to podważyć politykę zagraniczną administracji prezydenta Baracka Obamy, który kładzie nacisk na dyplomację i inne instrumenty "soft power" - czyli "miękkiej siły", w odróżnieniu od siły militarnej - w stosunkach z innymi krajami.
pap