W kokpicie Boeinga 767 technicy z USA znaleźli "wyciśnięty" bezpiecznik awaryjnego wypuszczenia podwozia. Albo uległ on uszkodzeniu, albo nie aktywowała go załoga, która awaryjnie lądowała na stołecznym lotnisku - informuje "Nasz Dziennik".
Jeśli bezpiecznik jest wyłączony, dalsze procedury nie mogą zakończyć się powodzeniem. Gdyby to właśnie na tym etapie lądowania nastąpiło przeoczenie załogi, to będzie ono widoczne w zapisach czarnych skrzynek.
Nie jest wykluczone, że bezpiecznik został prawidłowo sprawdzony przez załogę, był załączony, ale uległ uszkodzeniu i system awaryjny nie mógł zadziałać. Z odpowiedzią na te pytania będzie musiała zmierzyć się Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych badająca okoliczności awaryjnego lądowania Boeinga 767.