400 mln zł rocznie kosztuje ściągnięcie składki zdrowotnej i przekazanie jej z ZUS do NFZ. Jak sprawić, żeby system był tańszy i bardziej skuteczny? "Połączmy obie instytucje" - mówią nieoficjalnie wpływowi politycy koalicji rządzącej. Jednak poproszeni o oficjalną wypowiedź nabierają wody w usta. Również Ministerstwo Zdrowia, ZUS i NFZ nie chcą komentować tego pomysłu.
Sceptyczni wobec koncepcji fuzji ZUS i NFZ są eksperci, choć nie ukrywają że problem istnieje. System ściągania i administrowania składką zdrowotną jest nie tylko drogi, ale jest też mało skuteczny. ZUS niby przekazuje informację do NFZ o opłacających składkę, tyle że fundusz nie może na bieżąco weryfikować, kto ma jaki tytuł do ubezpieczenia. Tracą na tym pacjenci i szpitale.
"Te instytucje mają odrębne zadania" - tłumaczy prof. Tadeusz Szumlicz z SGH. Podobnego zdania jest Ryszard Petru, przewodniczący RN DI Investors, główny doradca ekonomiczny DemosEuropa. Według specjalistów dużo lepszym rozwiązaniem jest całkowite wyłączenie ZUS z poboru składki zdrowotnej i skierowanie jej bezpośrednio do NFZ. Dla NFZ oznaczałoby to same korzyści: oszczędności i pełny dostęp do informacji o ubezpieczonych.
Jest też trzecia koncepcja - po prostu uznać ją za zwykły podatek. PIT byłby wówczas wyższy, a państwo samo przekazywałoby część wpływów z podatku na zdrowie. Spowodowałoby to zmniejszenie kosztów i biurokracji. Ściąganiem podatku zajmowałyby się urzędy skarbowe, które i tak sprawdzają prawidłowość naliczania składki zdrowotnej.