- Trwa walka z czasem, odliczanie jest coraz bardziej nerwowe, a stawka olbrzymia - zaznacza włoski publicysta. Dodaje, że dla Polski - "lokomotywy nowej Europy" - ta sportowa impreza to "zarówno szansa, jak i ryzyko". - Lecz liberalny rząd Donalda Tuska, gospodarka, realny kraj stawiają na tę wielką okazję: odnowić miasta, stworzyć postnowoczesną infrastrukturę w rekordowym czasie - zauważa Tarquini. Jego zdaniem Polska idzie za przykładem kanclerz Niemiec Angeli Merkel przed Mundialem w 2006 roku i burmistrza Londynu Borisa Johnsona przed igrzyskami olimpijskimi w przyszłym roku, by - jak to ujmuje - zbudować "cool Poland" i pokazać kraj światu. To śmiałe zadanie - ocenia.
Wysłannik gazety przytacza słowa, jakie usłyszał na budowie Stadionu Narodowego w Warszawie: "mamy opóźnienie, ale w ciągu miesiąca prace zostaną skończone". "La Repubblica" wymienia następnie całą serię robót w największych polskich miastach w związku z przygotowaniami do mistrzostw. Odnotowuje, że chińska firma spowodowała "katastrofę", nie wywiązując się z zobowiązań budowy odcinka autostrady Warszawa-Berlin. Zwraca też uwagę na "pragnienie przełomu", jakie odczuwa się także poza stolicą, na przykład w Gdańsku.
Autor relacji przypomina, że doradcy rządowi i bankowcy przestrzegają przed "ryzykownymi wydatkami". "Ale w świecie gospodarki odczuwa się więcej optymizmu niż obaw" - informuje. Jeśli wszystko pójdzie dobrze - pisze - mistrzostwa Europy sprawią, że PKB wzrośnie o 7,6 miliarda euro. - Polacy spieszą się, chcą żyć w biegu - zauważa. Na łamach gazety można przeczytać również o skierowanych do Niemców, Brytyjczyków i Francuzów kampaniach reklamowych, zapraszających do odwiedzenia Polski.
Nawiązując do kwestii wejścia do strefy wspólnej europejskiej waluty, "La Repubblica" podkreśla, że w Polsce, która jest placem budowy, przeżywające kryzys euro nie wywołuje już entuzjazmu.pap