Mimo rozpoczynających się 28 listopada wyborów parlamentarnych, rządząca w Egipcie armia zapowiada ograniczenie władzy przyszłego parlamentu, m.in. w sprawach opracowania nowej konstytucji. Odroczyła też termin wyborów prezydenckich do 2013 r.
"Washington Post" krytykuje oświadczenia rzecznika Białego Domu Jaya Carneya, który w poniedziałek wezwał "obie strony" konfliktu do "powściągliwości", a na pytanie, czy generałowie powinni podać dokładną datę wyborów prezydenckich, odpowiedział: "Nie chcemy dyktować Egiptowi szczegółów". "Administracja powtarza błąd popełniony w styczniu, kiedy wahała się z wezwaniem do dymisji prezydenta Mubaraka. Zamiast użyć dźwigni nacisku, ustępuje radzie wojskowej" - czytamy w artykule.
"Podobnie jak w epoce Mubaraka, niektórzy przedstawiciele naszego rządu zdają się uważać, że interesy USA, w tym układ pokojowy Egiptu z Izraelem, przesądzają, że nie można zastosować pomocy amerykańskiej w celu zmuszenia armii do zmian politycznych. Czas porzucić tę błędną doktrynę" - konkluduje "Washington Post".
pap