Radosław Sikorski dostał zakaz publicznych wypowiedzi o swoim wystąpieniu w Berlinie na temat Unii Europejskiej. Premier Donald Tusk zabronił szefowi MSZ brnięcia w polemikę z oponentami - informuje "Nasz Dziennik".
Mimo że szef rządu znał wcześniej główne tezy przemówienia Sikorskiego, to nie docenił jego wagi i zbagatelizował skutki - twierdzi gazeta. - Nie zdawał sobie sprawy z tego, jaki rezonans wywołają słowa szefa dyplomacji, jakie to wzbudzi protesty - mówi jeden z posłów PO. Według niego "Tusk został po prostu zaskoczony". - Teraz ma pretensje do Sikorskiego, że został wsadzony przez niego na minę i musi szukać sposobu wyjścia z afery bez szwanku dla wizerunku rządu i swojego - twierdzi rozmówca "Naszego Dziennika". Inny z parlamentarzystów PO podkreśla, że według najbliższych współpracowników premiera znowu dało o sobie znać "rozbudowane ego" Sikorskiego.
- Premier milczał do wczoraj. Nie zabierał głosu, bo ze współpracownikami analizował, jakie szkody dla rządu przyniosło przemówienie Sikorskiego i w jaki sposób odpowiedzieć na ataki opozycji - twierdzi osoba z kancelarii premiera. Według "Naszego Dziennika", szef MSZ planował "dać odpór" krytykom, ale Tusk zabronił mu publicznego wypowiadania się w tej sprawie. Ta wymuszona cisza może trwać do 14 grudnia, do sejmowej debaty na temat polityki zagranicznej. Szef rządu ma nadzieję, że do tego czasu sytuacja nieco się uspokoi i emocje opadną - podsumowuje "Nasz Dziennik".