Sprawa powiązań prezydenta RFN z biznesem od kilku dni nie schodzi z pierwszych stron niemieckich gazet. Przed tygodniem "Bild" ujawnił, że w 2008 roku, gdy był premierem Dolnej Saksonii, pożyczył od żony przedsiębiorcy Egona Geerkensa 500 tys. euro na zakup domu. Nie wspomniał o korzystnym kredycie, gdy w lutym 2010 roku frakcja Zielonych w parlamencie Dolnej Saksonii zapytała premiera, czy wiążą go jakieś interesy z Geerkensem. Opozycja zarzuciła Wulffowi, że wprowadził posłów w błąd.
W poniedziałek prezydent udostępnił do wglądu dokumenty dotyczące pożyczki od Edith Geerkens, przedstawił również listę urlopów, które Wulffowie spędzili w posiadłościach zamożnych przyjaciół, nie płacąc za to ani centa. We wtorek parlament Dolnej Saksonii zajmie się zarzutami wobec byłego premiera landu, a obecnego prezydenta RFN. Posłowie zbadają, czy złamał on dolnosaksońską ustawę o funkcji ministrów.
Niemiecka opozycja i część komentatorów oceniają, że afera kredytowa, a także kontakty Wulffa z biznesmenami szkodzą autorytetowi urzędu prezydenta. Część mediów spekuluje nawet, że może on podać się do dymisji. Byłby to poważny problem dla chadecko-liberalnej koalicji rządzącej w Niemczech i samej kanclerz Angeli Merkel, dzięki której poparciu Wulff został w 2010 r. prezydentem federalnym.
pap