Na Concordii mogli być pasażerowie na gapę

Na Concordii mogli być pasażerowie na gapę

Dodano:   /  Zmieniono: 
Na statku Costa Concordia mogli być pasażerowie na gapę - ogłosił w niedzielę szef włoskiej Obrony Cywilnej Franco Gabrielli. Poinformował, że wszystko wskazuje na to, że ciało odnalezionej w sobotę 12. ofiary katastrofy nie figuruje na liście zaginionych.
Szacuje się, że wciąż poszukiwanych jest około 20 osób. Ale  podanie dokładnych danych utrudnia, po raz kolejny od początku akcji ratunkowej, brak jasności co do tego, ile dokładnie osób znajdowało się na statku, który 13 stycznia uderzył w skałę u wybrzeży wyspy Giglio w Toskanii. Według informacji podanych przez szefa Obrony Cywilnej zidentyfikowano dotychczas 8 z 12 ofiar śmiertelnych katastrofy - 4 obywateli Francji, Włocha, Węgra, Niemca i Hiszpana. Obecnie - poinformował sztab akcji ratunkowej - poszukiwania ludzi koncentrują się w rejonie restauracji na  czwartym poziomie wycieczkowca.

Dziennik "La Stampa" zwraca uwagę na nowy wątek w badaniu okoliczności tragedii morskiej i sugeruje, że wokół tego, co się stało, panowała zmowa milczenia, która opóźniła ewakuację i mogła przesądzić o bilansie ofiar. Nowe światło na  wydarzenia na pokładzie w pierwszej godzinie po uderzeniu o skały rzuca przytoczona przez gazetę relacja funkcjonariuszy Gwardii Finansowej, którzy pierwsi podpłynęli statkiem ratunkowym do Concordii. Jak wynika z ich opisu, na pokładzie panowała kompletna cisza. Przez głośniki nie nadawano żadnych komunikatów. Patrol zaś wzywał bezskutecznie przez megafon kapitana i członków załogi. Przestraszeni ludzie stali przy balustradzie. Gazeta podkreśla, że w śledztwie należy wyjaśnić, dlaczego kapitan Francesco Schettino i jego załoga nie reagowali. Być może w relacji Gwardii Finansowej znajduje się klucz do odpowiedzi na zasadnicze pytanie o przyczyny tego, że przez kilkadziesiąt minut nie ogłaszano alarmu i ewakuacji - zastanawia się dziennik. "La Stampa" zauważa, że kilka minut przed przybyciem jednostki patrolowej kapitanat pobliskiego portu w Livorno skontaktował się z przedstawicielem załogi, który cztery razy zapewnił go, że doszło jedynie do awarii prądu.

Co było przyczyną tej absolutnej zmowy milczenia? - zastanawia się turyński dziennik. Zwraca uwagę, że kapitan Schettino nieco wcześniej zadzwonił do sztabu operacyjnego armatora, Costa Crociere, informując dyżurnego o tym, że "napytał biedy". - Mówię prawdę - powiedział. Dlaczego jednak nie powiedział tej prawdy straży przybrzeżnej i  Gwardii Finansowej? - pyta "La Stampa". Ujawnia następnie, że prowadzący śledztwo podejrzewają, iż kapitan otrzymał precyzyjne dyspozycje, zabraniające mu informowania innych o rozgrywającej się tragedii. Czy wydał je armator, czy tylko dyżurny sztabu? - odpowiedź na  to pytanie musi przynieść dochodzenie.

Przedmiotem postępowania jest także to, dlaczego kupiony za 320 mln euro system alarmowy kontroli ruchu na morzu w kapitanatach nie  poinformował o awarii Concordii. 20 minut po tym, jak statek wpadł na  skałę, urządzenia te wskazywały, że odbywa się "normalny ruch na morzu".

pap