Rezultat referendum okazał się pyrrusowym zwycięstwem prezydenta Traiana Basescu, ponieważ faktycznie utrzymał on stanowisko, ale tylko dzięki słabej frekwencji - niższej niż 50-proc. wymagany próg. Za to 87 proc. głosujących opowiedziało się za odwołaniem szefa państwa - przypomina "FT" we wtorek.
Takie rozstrzygnięcie grozi przedłużaniem się konfliktu między Basescu a premierem Victorem Pontą. Ale z gospodarką, kulejącą z powodu programu oszczędności, polityczny impas jest ostatnią rzeczą, jakiej potrzebuje Bukareszt - zauważa dziennik.
Zamiast tego obie strony powinny udowodnić, że wyciągnęły wnioski - rząd Ponty powinien trzymać się z dala od politycznych rozgrywek i koncentrować na gospodarce, a Basescu zastanowić się nad źródłami swego braku popularności wśród współobywateli.
"Pozytywny jest fakt, że reakcja obu stron do tej pory była powściągliwa. Ale UE powinna monitorować sytuację. Tak jak każdy inny kraj członkowski, Rumunia musi respektować państwo prawa i prawa opozycji. UE powinna natomiast sięgnąć po wszelkie możliwe instrumenty, by zagwarantować, że tak się stanie. W tym, jeśli okaże się to niezbędne, dalej blokując przystąpienie Rumunii do strefy Schengen" - podsumowuje "Financial Times". "Zasady demokracji nie podlegają negocjacjom" - zaznacza dziennik.pap