PiS proponuje wprowadzenie zmian do konstytucji przewidujących, że po zebraniu miliona podpisów władze byłyby zobligowane do organizacji referendum ogólnokrajowego we wskazanej przez wnioskodawców sprawie. Ponadto milion obywateli miałoby mieć prawo zgłaszania projektu zmiany konstytucji, a obywatelskie projekty ustaw nie mogłyby być odrzucane w pierwszym czytaniu. - To cofnęłoby Polskę do XIV wieku. Łatwo wyobrazić sobie pomysły, poparte milionem podpisów, na które państwa nie stać. Samo referendum kosztuje około 60 mln złotych - odpowiada Stanisław Żelichowski z PSL. O sprawie pisze "Gazeta Wyborcza".
Pomysł PiS-u z aprobatą przyjmuje Łukasz Gibała z Ruchu Palikota, który jednak zastrzega, że nie jest pewien czy obligatoryjne referendum po zebraniu miliona podpisów byłoby dobrym rozwiązaniem. Według Gibały "kierunek propozycji jest słuszny, a o szczegółach można rozmawiać". Posłowi Ruchu Palikota nie podoba się bowiem sytuacja, w której obywatelskie projekty ustaw są odrzucane przez Sejm w pierwszym czytaniu, co oznacza, że parlament w praktyce w ogóle się nimi nie zajmuje. Na rozmowy z PiS w sprawie zmian w konstytucji otwarta jest również Solidarna Polska.
W sens zgłaszania poprawek konstytucyjnych nie wierzy SLD. - Grzebanie się w konstytucji bez wymaganej większości sejmowej nie ma najmniejszego sensu. To jest tylko strata czasu i wyłącznie PR-owska zagrywka PiS - przekonuje rzecznik Sojuszu Dariusz Joński. A Robert Kropiwnicki z PO dodaje, że "nie ma potrzeby zmian w konstytucji" w zakresie wskazanym przez PiS.
W sens zgłaszania poprawek konstytucyjnych nie wierzy SLD. - Grzebanie się w konstytucji bez wymaganej większości sejmowej nie ma najmniejszego sensu. To jest tylko strata czasu i wyłącznie PR-owska zagrywka PiS - przekonuje rzecznik Sojuszu Dariusz Joński. A Robert Kropiwnicki z PO dodaje, że "nie ma potrzeby zmian w konstytucji" w zakresie wskazanym przez PiS.