Jan Sznajder z Warlubia pod Grudziądzem poręczył znajomej pożyczkę w wysokości 700 złotych. Dziś Sznajder i jego znajoma mają do spłacenia jeszcze... 120 tys. złotych odsetek od tej pożyczki - informuje "Gazeta Wyborcza".
Gabriela Fandrejewska, emerytowana pielęgniarka, poprosiła sąsiada o poręczenie pożyczki w 2001 roku. - Szybko potrzebowałam pieniędzy. Chciałam pomóc znajomej, która potrzebowała leczenia. Zobaczyłam ogłoszenie firmy S. Krzysztofa J. z Bydgoszczy, że daje pożyczki od ręki. Poprosiła, Jana o poręczenie i pojechaliśmy do Bydgoszczy podpisać umowę. Firma była przy dworcu PKP - relacjonuje Fandrejewska. Dlaczego kobieta nie poprosiła o kredyt w banku? Fandrejewska tłumaczy, że nie mogła liczyć na pieniądze z banku, bo wcześniej spóźniała się ze spłatami rat pożyczek i kolejnej by już nie otrzymała.
700 złotych, pożyczone od firmy Krzysztofa J., miały być spłacone w sześciu ratach. Fandrejewska spłaciła jednak tylko pierwszą ratę, ponieważ - jak wyjaśnia dziś - nie miała pieniędzy. Tymczasem z umowy zawartej z pożyczkodawcą wynikało, że za każdy dzień zwłoki w spłacaniu pożyczki naliczane są karne odsetki w wysokości 7 procent dziennie (obecnie dług rośnie o ok. 42,5 złotego dziennie). Fandrejewska ostatecznie w październiku 2001 roku otrzymała pożyczkę w pracy i wpłaciła 950 złotych na konto pożyczkodawcy. Była przekonana, że w ten sposób spłaciła wszystkie należności wobec firmy Krzysztofa J.
Tymczasem kilka miesięcy później kobieta, a także Jan Sznajder, który poręczył jej pożyczkę, otrzymali wezwanie do zapłaty. 950 złotych przekazane przez Fandrejewską firma uznała za spłatę części odsetek co oznaczało, że odsetki wciąż narastały od pełnej kwoty pożyczki. Ani Fandrejewska, ani Sznajder nie wnieśli sprzeciwu wobec nakazu zapłaty, więc nakaz się uprawomocnił. Do dziś pożyczkodawca wyegzekwował już od nich 45 tys. złotych, ale do spłaty wciąż pozostaje ok. 120 tys. złotych. Komornik co miesiąc pobiera z emerytur Sznajdera i Fandrejewskiej po kilkaset złotych - przy czym odsetki narastają w tempie, które sprawia, iż emeryci będą spłacali pożyczkę do końca życia.
Sąd nie dopatrzył się w działaniach Krzysztofa J. znamion przestępstwa.
700 złotych, pożyczone od firmy Krzysztofa J., miały być spłacone w sześciu ratach. Fandrejewska spłaciła jednak tylko pierwszą ratę, ponieważ - jak wyjaśnia dziś - nie miała pieniędzy. Tymczasem z umowy zawartej z pożyczkodawcą wynikało, że za każdy dzień zwłoki w spłacaniu pożyczki naliczane są karne odsetki w wysokości 7 procent dziennie (obecnie dług rośnie o ok. 42,5 złotego dziennie). Fandrejewska ostatecznie w październiku 2001 roku otrzymała pożyczkę w pracy i wpłaciła 950 złotych na konto pożyczkodawcy. Była przekonana, że w ten sposób spłaciła wszystkie należności wobec firmy Krzysztofa J.
Tymczasem kilka miesięcy później kobieta, a także Jan Sznajder, który poręczył jej pożyczkę, otrzymali wezwanie do zapłaty. 950 złotych przekazane przez Fandrejewską firma uznała za spłatę części odsetek co oznaczało, że odsetki wciąż narastały od pełnej kwoty pożyczki. Ani Fandrejewska, ani Sznajder nie wnieśli sprzeciwu wobec nakazu zapłaty, więc nakaz się uprawomocnił. Do dziś pożyczkodawca wyegzekwował już od nich 45 tys. złotych, ale do spłaty wciąż pozostaje ok. 120 tys. złotych. Komornik co miesiąc pobiera z emerytur Sznajdera i Fandrejewskiej po kilkaset złotych - przy czym odsetki narastają w tempie, które sprawia, iż emeryci będą spłacali pożyczkę do końca życia.
Sąd nie dopatrzył się w działaniach Krzysztofa J. znamion przestępstwa.