Rewolucyjne Siły Zbrojne Kolumbii (FARC), kiedyś uważane za najlepiej finansowane na świecie znalazły się w największym od wielu lat kryzysie. Stało się to za sprawą tajnego programu CIA, dzięki któremu Kolumbii udało się zabić co najmniej 24 przywódców grupy partyzanckiej – informuje "Washington Post".
Ukrywana przed światem sekretna pomoc CIA finansowana była z "czarnego budżetu". Wiele miliardów dolarów pochodziło z funduszu państwowego przeznaczonego na działania wojskowe, które nie mogą być ujawniane publicznie. Tajny program został zatwierdzony przez prezydenta George'a W. Busha w 2000 roku i nadal jest kontynuowany pod rządami Baracka Obamy.
Program zakłada dwa rodzaje tajnego wsparcia Kolumbii w walce z FARC. Pierwszym z nich jest wsparcie wywiadowcze ze strony NSA, która pozwala namierzyć indywidualnych przywódców. Drugie, wprowadzone w 2006 roku zakłada wykorzystanie potrzebnych „narzędzi do ich eliminacji”. Takie działanie możliwe jest dzięki systemowi naprowadzającemu broń z wykorzystaniem wskaźników GPS i mikrokomputerach umieszczonych w ”inteligentnych bombach”.
Jak poinformował "Washington Post", agenci CIA szkolili także kolumbijskich śledczych w skutecznych metodach przesłuchiwania dezerterów FARC. Tajny program ukrytego działania w Kolumbii jest jednym z nielicznych, który trafił do publicznej wiadomości.
dż, Washington Post
Program zakłada dwa rodzaje tajnego wsparcia Kolumbii w walce z FARC. Pierwszym z nich jest wsparcie wywiadowcze ze strony NSA, która pozwala namierzyć indywidualnych przywódców. Drugie, wprowadzone w 2006 roku zakłada wykorzystanie potrzebnych „narzędzi do ich eliminacji”. Takie działanie możliwe jest dzięki systemowi naprowadzającemu broń z wykorzystaniem wskaźników GPS i mikrokomputerach umieszczonych w ”inteligentnych bombach”.
Jak poinformował "Washington Post", agenci CIA szkolili także kolumbijskich śledczych w skutecznych metodach przesłuchiwania dezerterów FARC. Tajny program ukrytego działania w Kolumbii jest jednym z nielicznych, który trafił do publicznej wiadomości.
dż, Washington Post