Sąd Apelacyjny w Lublinie zgodził się wczoraj z ministrem sprawiedliwości Zbigniewem Ziobro, który domagał się wszczęcia postępowania dyscyplinarnego wobec sędziego Sądu Okręgowego w Gliwicach - donosi "Gazeta Wyborcza". W listopadzie 2005 r. sędzia uznał, że właściciel hali Międzynarodowych Targów Katowickich nie miał obowiązku odśnieżać dachu. I nakazał ubezpieczycielowi zapłacenie odszkodowania za naprawę dachu uszkodzonego przez grubą warstwę śniegu. W styczniu po śmierci 65 osób pod zawaloną halą Ziobro mówił o tamtym wyroku, że "przeczy zdrowemu rozsądkowi, i to, co napisano w uzasadnieniu, jest absurdem". Jego zdaniem sędzia z Gliwic dokonał obrazy przepisów prawa procesowego, błędnej oceny dowodów i wydał nieprawidłowy wyrok. Chciał postępowania dyscyplinarnego. W połowie marca sąd apelacyjny odmówił jego wszczęcia. Ziobro zaskarżył tę decyzję, a lubelski sąd skargę uznał - czytamy w artykule "Dyscyplinarka dla sędziego z Gliwic".
PO - 33 proc., PiS - 27 proc. - to rezultaty najnowszego sondażu przeprowadzonego 22-23 kwietnia na zlecenie "Gazety Wyborczej" przez PBS DGA na liczącej 1063 osoby próbie losowej Polaków. To już trzeci sondaż z kwietnia, który pokazuje, że platforma ma nieco wyższe notowania niż partia braci Kaczyńskich. Pytanie dotyczące preferencji wyborczych zadano, gdy prezes PiS Jarosław Kaczyński obwieszczał, że koalicja rządowa PiS z Samoobroną, LPR i PSL jest już prawie gotowa. Samoobrona najwyraźniej na tym zyskała - jej notowania od początku marca wzrosły dwukrotnie - z 5 do 10 proc. Choć to nadal nieco mniej niż Samoobrona dostała w wyborach parlamentarnych (11,4 proc.). Fatalnie wypadają LPR i PSL: bez szans na wejście do Sejmu. Liga mogłaby liczyć na zaledwie 3 proc. poparcia, a PSL - 2. SLD tuż nad progiem (6 proc.), to niemal dwukrotnie mniejsze poparcie niż w wyborach (11,3 proc.). Od początku kwietnia wzrosła przewaga PO nad PiS - z 3 do 6 pkt procentowych.
Eurodeputowany PO - Paweł Piskorski sadzi prywatną puszczę. Liczy na dopłaty z UE. Skąd wziął pieniądze na tę inwestycję - pyta "Dziennik" w artykule "Leśny biznes Pawła Piskorskiego". W 2005 roku Piskorski wraz z żoną za 1.250 mln zł kupił 320 ha ziemi po byłych PGR-ach na Pomorzu Zachodnim. Małżeństwo sadzi tam teraz las i czeka na dopłaty z Unii Europejskiej. Już w pierwszym roku zalesiania dostaną od Unii co najmniej 990 euro na hektar lasu i zwrot kosztów jego posadzenia. Przez kolejnych pięć lat Unia refunduje tylko odchwaszczanie i ochronę przed zwierzyną, płacąc od 96 do 132 euro na hektar. Decydujący jest rok szósty. Jeśli specjalna komisja uzna, że las się przyjął, to od tej pory przez najbliższych 20 lat Piskorscy mogą zainkasować nawet po 321 euro rocznie na każdy hektar. "Dziennik" ocenia ich przyszłe przychody z tego tytułu na 9 mln zł. Ale żeby zarobić, trzeba było zainwestować. Z oświadczenia majątkowego, które Piskorski złożył w Kancelarii Sejmu w 2005 roku, nijak nie wynika, że mógł sobie na to pozwolić, twierdzi "Dziennik".
Jutro premier odwoła przewodniczącego Rady Służby Cywilnej. Prof. Marka Rockiego zastąpi Zbigniew Cieślak, spoza dotychczasowego składu Rady - donosi "Rzeczpospolita". Dostałem wiadomość, że mam się stawić w środę o godzinie 9.45 w Kancelarii Premiera i że zostanę odwołany - powiedział dziennikowi prof. Marek Rocki. Informacje "Rz" potwierdza rzecznik rządu. - Profesor Rocki jest senatorem Platformy Obywatelskiej. Premier uznał, że przewodniczącym Rady nie może być czynny polityk. Jego dotychczasową pracę ocenia pozytywnie - wyjaśnia Konrad Ciesiołkiewicz. Do odwołania dojdzie dzień przed obradami Rady, która w czwartek ma się zająć kontrowersyjnymi projektami PiS dotyczącymi służby cywilnej. Większość członków Rady nie kryje, że jest przeciwna proponowanym zmianom. Rocki pozostanie zwykłym członkiem Rady. Wprowadzenie Cieślaka umożliwi rezygnacja Grzegorza Rydlewskiego, która leżała w szufladzie premiera od stycznia. - To byłaby szokująca decyzja. Do tej pory żaden premier nie zmieniał przewodniczącego w trakcie jego kadencji. Zapewne prof. Rocki jest za mało prawy i sprawiedliwy - komentuje z przekąsem w artykule "Bo jest z Platformy" poseł Witold Gintowt-Dziewałtowski, który zasiada w RSC z ramienia SLD.
Myślą: to "babska choroba". Uważają, że skoro nie mają biustu, rak piersi ich nie dotyczy. Nieprawda. Mężczyźni też chorują! I trudniej u nich wykryć śmiertelny nowotwór. Wszystko dlatego, że za późno trafiają do lekarzy. Wstydzą się choroby, bo jest "kobieca" - przekonuje "Superexpress" w artykule "Mam raka piersi". - Nie wolno lekceważyć guzków w okolicach piersi! Trzeba się koniecznie badać. Kobiety to robią regularnie. Mężczyźni uśmiechają się pod nosem, kiedy słyszą, że powinni oglądać swój tors. A zbyt późno wykryty nowotwór może okazać się po prostu zabójczy. Ja wiem to najlepiej - mówi Szczepan Brzeziński z Warszawy. Od lat choruje na raka piersi. Jest umierający. Szczepan Brzeziński chce zrobić wszystko, by przestrzec innych mężczyzn przed chorobą. - Jak poszedłem na badania do Centrum Onkologii, były same kobiety. Mężczyźni wstydzą się i nie przychodzą. A najważniejsze, żeby chodzili do lekarzy. Trzeba też uczulić medyków, by zwracali większą uwagę na raka piersi u mężczyzn. Każdy dzień jest bowiem na wagę złota. Inaczej może być za późno - tłumaczy.
Przegląd prasy przygotował
Sergiusz Sachno
Przegląd prasy
Od poniedziałku, 13 lutego 2006, publikujemy codzienny przegląd prasy. Możesz go zamówić w formie newslettera, odwiedzając stronę: http://www.wprost.pl/newsletter/