Przegląd prasy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ilu bankrutów jest w Samoobronie, jak sekta scjentologów werbuje w Polsce, czy minister kultury zostanie szefem MSZ, czy Andrzej Olechowski dołączy do Pawła Piskorskiego - o tym piszą dzisiejsze gazety.
Liderzy najbogatszej partii toną w długach. Komornicy zajęli uposażenie już co piątego posła Samoobrony. Prawie połowa klubu jest niewypłacalna - donosi "Gazeta Wyborcza" w artykule "Samoobrona daje pracę! Komornikom". Choć Samoobrona ma na partyjnym koncie ponad 50 mln zł z kredytów, subwencji z budżetu i wpłat ze składek, to jej czołowi politycy, którzy właśnie wzięli w ręce ster władzy, toną w długach. Danuta Hojarska, małżeństwo Łyżwińskich, a nawet wiceszef partii Janusz Maksymiuk prawie połowę z poselskiej wypłaty oddają co miesiąc komornikom. Poseł Bernard Ptak nawet nie pamięta, ile ma długów. Według informacji z kancelarii Sejmu dziesięciu posłów Samoobrony (na 55) ma zajęte uposażenia poselskie przez komorników. Nieoficjalnie dziennik ustalił, że co najmniej drugie tyle nie jest już w stanie spłacać swoich długów, choć komornicy jeszcze do nich nie zapukali. Rekordzistą jest Józef Pilarz, poseł z Konina, o którego pensję bije się ośmiu komorników z całego kraju. Jego zobowiązania przekraczają 4 mln zł. Pilarz nie spłaca kredytów trzem bankom. Bankrutem jest też wiceprzewodniczący partii Janusz Maksymiuk. Przyznaje, że jest niewypłacalny. Winny jest ponad 1 mln zł za nawozy plus 400 tys. osobom prywatnym. Od dziesięciu lat z komornikami zmaga się Danuta Hojarska, która nie spłaciła 100 tys. zł za maszyny rolnicze. Problemy z długami mają nawet posłowie Samoobrony, którzy jako zawód wpisali "ekonomista": Leszek Sułek z Piotrowic nie płacił za czynsz i dostał eksmisję, zalega też z alimentami na 70 tys. zł.

Humanitarni Wolontariusze, przykrywka Kościoła Scjentologicznego, zaczynają akcję propagandową w Polsce. W Warszawie już ją rozpoczęli, ale nielegalnie - ostrzega "Rzeczpospolita" w artykule "Scjentolodzy nadciągają". Humanitarni Wolontariusze Scjentologii rozbili wczoraj w centrum Warszawy trzy żółte namioty. Chętni będą mogli w nim dostać 19 książeczek z serii "Coś można z tym zrobić". Ich autorem jest Ron L. Hubbard, założyciel religii scjentologicznej (jak podają wolontariusze, "w październiku 2005 r. zapisany w "Księdze rekordów Guinnessa" jako najbardziej tłumaczony autor świata"). Sekta scjentologów znana jest na całym świecie, ale nie jest zarejestrowana w Polsce. Budzi kontrowersje - zwłaszcza ogromne pieniądze, jakich żąda od swych członków za kursy i konsultacje. Scjentologom zarzuca się pranie mózgów i stosowanie przymusu, a samemu kościołowi, że dąży jedynie do powiększania swojego bogactwa. Sekta jest potępiana przez Kościół katolicki. Żółte namioty to element akcji Tournée Dobrej Woli, która ma pokazać, że "istnieją skuteczne i proste metody radzenia sobie z różnymi sytuacjami w życiu". Oficjalnie akcja nie ma nic wspólnego z Kościołem Scjentologicznym, ale jest przez niego popierana. O tym, że scjentolodzy planują swoją kampanię, wiadomo było od kilku miesięcy. Komitet Obrony przed Sektami jeszcze w kwietniu poprosił władze Warszawy, Gdańska i Wrocławia (tam też mają stanąć żółte namioty), żeby nie pozwoliły scjentologom na kampanię. Nie doczekał się odpowiedzi.

Premier Kazimierz Marcinkiewicz i władze PiS chcą, by resort spraw zagranicznych objął Kazimierz M. Ujazdowski - dowiedziało się "Życie Warszawy". Według ustaleń dziennika, do późnego wieczora politycy PiS przekonywali Ujazdowskiego, by zgodził się pokierować MSZ po odejściu Stefana Mellera. Dziś najpewniej okaże się, czy propozycja została przyjęta. Ujazdowski jest obecnie szefem resortu kultury. Po jego odejściu ministerstwem kierowałby Jarosław Sellin, teraz wiceminister w tym resorcie. Jako potencjalnego kandydata na nowego ministra kultury wymienia się także Pawła Kowala, posła PiS i szefa komisji kultury.

Paweł Piskorski idzie na wojnę z Platformą Obywatelską. Pierwszą bitwą mają być wybory prezydenckie w Warszawie. Do startu w nich eurodeputowany chce namówić Andrzeja Olechowskiego - pisze "Życie Warszawy" w artykule "Olechowski dołączy do partii Piskorskiego". To, że Piskorski chce założyć własną partię, jest już praktycznie przesądzone. By jednak mogła ona na dłużej zakotwiczyć na politycznej scenie, potrzeba jej wejścia smoka. Zagwarantować ma je Andrzej Olechowski. Według ludzi z najbliższego otoczenia Piskorskiego, miałby on być wyborczą lokomotywą nowej formacji. - Chcemy, by został naszym kandydatem w wyborach prezydenckich w Warszawie. Będziemy go do tego namawiać - przyznaje jeden z najbliższych współpracowników eurodeputowanego. W tym "namawianiu" z pewnością pomogą świetne relacje Piskorskiego z Olechowskim. Mimo że ich polityczne drogi rozeszły się kilka lat temu, nie jest tajemnicą, że obaj panowie do dziś pozostają przyjaciółmi. Oprócz zażyłości, łączy ich jeszcze jedno. Obaj mają uraz do obecnego kierownictwa PO. Przyczyną odejścia Olechowskiego z partii był przecież ostry konflikt z Janem Rokitą.

Ryszard Czarnecki, druga obecnie - po Andrzeju Lepperze - twarz Samoobrony, nie wyklucza wycofania się z polityki. Od dłuższego czasu zmaga się z chorobą. Na przełomie lipca i sierpnia czeka go poważna operacja, która wyjaśni dalszy los znanego polityka - pisze "Superexpress" w artykule "Poseł Czarnecki walczy o życie". W swym internetowym blogu pod datą 1 maja Czarnecki pisze: "Zawsze chyba w takich sytuacjach człowiek zadaje sobie pytanie: dlaczego ja? Dlaczego akurat mnie to spotkało? Dlaczego? I znowu dlaczego? Ja też je sobie zadaję. Ale wiem, że nie ma na nie odpowiedzi. Od wczoraj wiem, iż wszystkie moje życiowe plany mogą ulec dramatycznym zmianom. I że już nic może nie być takie, jak było". Polityk nie chce jednak ujawnić, na co choruje. - To stare sprawy, które teraz przybrały na sile. Operacja na przełomie lipca i sierpnia przesądzi, czy nie będę musiał wycofać się z polityki - mówi. Operację planował dużo wcześniej. Zwierzał się, że po niej może stracić głos. Sprawę jednak zaniedbał. - Niedobrze, że poseł to odwlekał - mówi jego współpracownik.

Kończy się konkurs na prezesa Giełdy Papierów Wartościowych. Niektórzy akcjonariusze giełdy oczekują, że rada tej instytucji przedstawi nazwiska kandydatów z wyprzedzeniem - pisze "Pakiet" w tekście "Kilkunastu chętnych na fotel szefa giełdy". Z informacji "Parkietu" wynika, że do konkursu na prezesa giełdy przystąpiło kilkanaście osób. W części jest to zasługa wspierającej radę giełdy w przeprowadzeniu całego procesu firmy Egon Zehnder International, która sama proponowała wybranym osobom start w konkursie. Na nieoficjalnej liście kandydatów są: Aleksander Chłopecki (członek zarządu KDPW), Jan Kuźma (dyrektor Bankowego Domu Maklerskiego PKO BP), Jarosław Myjak (były prezes grupy CU Polska), Ludwik Sobolewski (wiceprezes KDPW), Waldemar Stawski (były wiceprezes PKO BP), Michał Stępniewski (były wiceminister skarbu) oraz Dariusz Witkowski (były wiceprezes PKN Orlen). Coraz rzadziej mówi się natomiast o kandydaturze Cezarego Mecha. Nie wiadomo, czy do konkursu przystąpili obecni wiceprezesi GPW. Na razie tylko Wiesław Rozłucki zapowiedział, że nie weźmie w nim udziału. W kręgach politycznych najwyższe notowania ma Jarosław Myjak. W środowisku maklerskim najwięcej rekomendacji zbiera Aleksander Chłopecki.

Przegląd prasy przygotował
Sergiusz Sachno

Przegląd prasy

Od poniedziałku, 13 lutego 2006, publikujemy codzienny przegląd prasy. Możesz go zamówić w formie newslettera, odwiedzając stronę: http://www.wprost.pl/newsletter/