W MON i sztabie generalnym trwają ostatnie przygotowania do wyodrębnienia czwartego rodzaju wojsk. Obok sił lądowych, powietrznych i Marynarki Wojennej uznania doczekały się nareszcie wojska specjalne - pisze "Życie Warszawy" w artykule "Postawmy na komandosów". Wyrazem rosnącej roli komandosów w polskiej armii będzie powołanie dowództwa wojsk specjalnych (DWS). Będzie miało swoją siedzibę w Bydgoszczy. To dość dziwna lokalizacja, bowiem DWS będą podlegały trzy jednostki stacjonujące w różnych miejscach - GROM (Warszawa), 1. Pułk Specjalny Komandosów (Lubliniec) i Formoza - sekcje działań specjalnych marynarki (Gdynia). Liczbę komandosów w naszej armii na podstawie stanów etatowych tych jednostek można szacować na niespełna 1350 żołnierzy. Lecz istotą tego rodzaju wojsk nie jest liczebność, lecz jakość - podkreśla "ŻW". W czerwcu br. podczas obchodów święta GROM-u minister obrony Radosław Sikorski zadeklarował jednak, że komandosi będą stanowić 1-2 proc. naszej armii. Oznacza to, że polskie siły specjalne mogą rozrosnąć się do 3 tys. żołnierzy. Potwierdza to zapowiedzi, że jednostki specjalne aspirują do tego, aby być naszą specjalnością w NATO. Kandydatem na dowódcę DWS był gen. Roman Polko, który jednak przed tygodniem objął urząd zastępcy szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Polskimi komandosami będzie dowodzić prawdopodobnie jeden z byłych dowódców wielonarodowej dywizji w Iraku. Wyodrębnienie dowództwa jednostek specjalnych oznaczać powinno wprowadzenie jednolitych procedur działania i szkolenia. Dzięki temu będą mogły współdziałać ze sobą na polu walki. Dziś trudno sobie wyobrazić np. zabezpieczenie operacji GROM przez komandosów z Lublińca. Innym pozytywnym efektem wyodrębnienia wojsk specjalnych będzie wzrost wydatków na ich szkolenie i wyposażenie - zaznacza "ŻW".
Postawmy na komandosów
Dodano: / Zmieniono: