Emeryt wycofuje akt oskarżenia przeciwko Arturowi Zawiszy, choć cztery lata walczył, by został on skazany za uderzenie go - pisze "Gaztea Wyborcza" w artykule "Czy były naciski w sprawie posła Zawiszy?". W maju 2002 r. na przejściu granicznym na Łysej Polanie Zawisza pokłócił się z Ryszardem K. o to, czyj samochód ma pierwszeństwo na drodze. Strażnik graniczny dał znak Ryszardowi K., żeby przejechał lewym pasem. Poseł PiS zajechał mu drogę. 50-letni mieszkaniec Jaworzna twierdzi, że Zawisza wysiadł z auta i uderzył go otwartą ręką w głowę. Skierował przeciwko politykowi prywatny akt oskarżenia do sądu. Poskarżył się też ówczesnemu marszałkowi Sejmu. Zawisza zeznał, że chciał wyjaśnić Ryszardowi K., że stanowi zagrożenie dla ruchu, i wtedy doszło do "niezamierzonego kontaktu fizycznego". Sąd posła uniewinnił. Ale emeryt ze Śląska odwołał się od wyroku. Sąd okręgowy uchylił orzeczenie i przekazał sprawę do ponownego rozpatrzenia. Proces Zawiszy od roku nie mógł ruszyć, bo poseł nie przychodził na rozprawy. Sąd wzywał go cztery razy. Wczoraj nieoczekiwanie pełnomocnik Ryszarda K. oświadczył, że mężczyzna wycofa z sądu akt oskarżenia przeciwko Zawiszy. - Doszliśmy do porozumienia - mówi mecenas Sławomir Kania. - Nie mogę zdradzić, na jakich warunkach doszło do ugody. Ale jesteśmy usatysfakcjonowani. Nieoficjalnie mecenas przyznaje, że w sprawie były polityczne naciski. O szczegółach nie chce mówić. - Mój klient od początku nie miał zamiaru wdawać się w polityczne rozgrywki. Muszę jednak przyznać, że medialna burza przyczyniła się do tego, że poseł przestał nas unikać i wreszcie podjął jakieś kroki - mówi oględnie. Zawisza twierdzi, że o ugodzie dowiedział się od "Gazety".
Czy były naciski w sprawie posła Zawiszy?
Dodano: / Zmieniono: