Śmigłowiec, cztery limuzyny, pirotechnicy, straż pożarna i policja w pełnej gotowości. Kogo obsługuje cała ta świta? Prezydenta, króla, może sułtana? - stawia pytania "Fakt". I odpowiada: Właśnie, że nie. Taki orszak towarzyszył wicepremierowi Andrzejowi Lepperowi, który na pokaz użala się nad biedą w Polsce, a sam nie może obyć się bez luksusu. "Fakt" opisuje, że Lepper postanowił złożyć wizyty w Ciechocinku i Poznaniu. Zjechał do tych miast z iście monarsza pompą. W podróż szefa Samoobrony zaangażowano kilkadziesiąt osób i dodatkowo mnóstwo specjalistycznego sprzętu. Piątkowe popołudnie w Ciechocinku. Miejscowe boisko aż roi się od policji. Jest nawet brygada pirotechników ze specjalnym wozem do detonacji ładunków wybuchowych. Do tego straż pożarna i karetka pogotowia. Czyżby szykował się zamach terrorystyczny? Nic z tego. To wicepremierowi zamarzył się spacer po słynnym uzdrowisku. Rządowy śmigłowiec ląduje na boisku. Na Leppera czekają już dwie limuzyny, które przyjechały specjalnie z Warszawy. Samochód wiezie go zaledwie kilometr dalej do ośrodka Amazonia - opisuje "Fakt". Tutaj krótka debata o rolnictwie, pozowanie do zdjęć i dalej w drogę. Auta odwożą wicepremiera do śmigłowca. Gdy wzbija się w powietrze jego limuzyny wracają do stolicy. Dwa wozy przejechały 200 kilometrów w jedna stronę, żeby z premierem zrobić zaledwie dwukilometrowy kurs! Ale mało tego. W podpoznńskim Wojnowie, dokąd leci wicepremier, czekają na niego dwie kolejne limuzyny. Te także przyjechały z Warszawy. Zawiozły Leppera do uroczego pałacyku, gdzie szef Samoobrony bawił się na wieczorze bawarskim - czytamy w artykule "Ta świta mi się należy!".
Ta świta mi się należy!
Dodano: / Zmieniono: