Poseł Bestry molestował

Poseł Bestry molestował

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jan Bestry, lider Ruchu Ludowo-Narodowego, który zapewnia rządowi sejmową większość, stracił w latach 80. pracę za molestowanie nieletnich dziewcząt - wynika ze śledztwa "Super Expressu". Sprawy nie zgłoszono na milicję. Po latach - gdy były młody nauczyciel techniki "wypłynął" w polityce - wraca pamięć skrzywdzonych wtedy dziewczynek - pisze "Super Express" w tekście "Poseł Bestry molestował". Początek roku szkolnego 1985/1986. Dyrektorka szczecińskiej Szkoły Podstawowej nr 54 im. Króla Maciusia I (dziś im. Janusza Korczaka) szuka nauczyciela techniki. Zgłasza się Bestry. Choć z wykształcenia jest matematykiem prowadzi zajęcia praktyczno- techniczne. - Świetny nauczyciel. Uczynny, harcówkę nawet dzieciom w piwnicy urządził - kiwa głową wspominając tamtą historie Aleksandra Długopolska, wówczas kierująca szkołą. Osiem miesięcy później w jej gabinecie zjawiają się zrozpaczone matki i oskarżają: On molestował nasze córki! - przypomina "SE". - Organizował dodatkowe lekcje z matematyki. Tylko dla dziewcząt - wspomina Anna, wtedy jedenastolatka, dziś matka 12-letniej córki. - Kiedyś kazał mi zostać po zajęciach. Posadził na kolanach, masował ręką po udzie i całował w usta. Nikomu o tym nie mów - zagroził mi na koniec... Bestry miał dobry kontakt z uczniami. Odwiedzał ich w domach, zapraszał do Domu Nauczyciela przy Śląskiej, gdzie mieszkał. Organizował też wycieczki szkolne. Na jednej z nich znów wyszły jego chore instynkty - To było chyba w Wiśle. Wieczorami przychodził do naszego pokoju i pytał, czy mamy zdjęte majteczki do snu. Wtedy wydawało mi się, że to nic złego. Podnosił kołdrę i przez koszule nocne masował ciało sprawdzając, czy na pewno nie mamy majtek - wzdryga się Anna. Długopolska potwierdza zdarzenia z 1986 roku.- Przyszły do mnie rozżalone matki i wywaliły kawę na ławę. Postanowiono zwolnić Bestrego. - Nawet się nie bronił! Blady jak ściana zabrał książki i więcej go nie widziałam. Dlaczego nie zawiadomiła milicji? - Nie wiem. Najważniejsze było pozbycie się go ze szkoły. Napisałam zresztą pismo do wydziału oświaty... - tłumaczy Długopolska.