Według szykowanej przez posłów Prawa i Sprawiedliwości poprawki, to Krajowa Rada Sądownictwa będzie wskazywała sędziów do Sądu Najwyższego. W pierwotnym projekcie ustawy kompetencja ta została w całości przyznana ministrowi sprawiedliwości. Był to jeden z głównych zarzutów wysuwanych pod adresem projektu prze środowiska prawnicze i opozycję. Poprawka może jednak nie wystarczyć, aby przekonać przeciwników reformy sądownictwa. KRS bowiem, po nowelizacji ze środy 12 lipca, również nie będzie niezależną organizacją sędziowską. W świetle uchwalonych w ubiegłym tygodniu przez Sejm i Senat przepisów, to partia rządząca będzie miała decydujące zdanie w Radzie.
Założenia reformy
Projekt ustawy dotyczącej Sądu Najwyższego został zgłoszony tzw. drogą poselską (nie potrzeba do niej konsultacji publicznych, jak w przypadku tzw. drogi rządowej – red.), który – zgodnie z zapisami – pozwoli m.in. na przerwanie kadencji sędziów SN. Projekt o numerze druku 1727 liczy, wraz z uzasadnieniem, 139 stron i zakłada przede wszystkim wygaszenie trwających kadencji sędziów Sądu Najwyższego i automatyczne przeniesienie ich w stan spoczynku z zastrzeżeniem, że minister sprawiedliwości będzie mógł wskazać nazwiska osób, których ruch ten nie obejmie. To m.in. te rozwiązania krytykuje opozycja, wskazując, że Sąd Najwyższy w ten sposób będzie „ustawiany” przez ministra sprawiedliwości.
W myśl proponowanych przepisów to minister sprawiedliwości, a nie sędziowie, będzie tworzyć regulamin funkcjonowania Sądu Najwyższego. W uzasadnieniu wskazano, że zmiany w sposobie funkcjonowania Sądu Najwyższego „są elementem szerszej reformy sądownictwa”. Ponadto posłowie wnioskodawcy uważają, iż projekt usprawni funkcjonowanie SN.
Jako reprezentanta wnioskodawców w pracach nad projektem ustawy wskazano posła Andrzeja Matusiewicza. Pod dokumentem podpis złożyło 49 posłów PiS. Wśród nich znaleźli się m.in. Krzysztof Czabański, Antoni Duda (stryj urzędującego prezydenta – red.), Elżbieta Kruk, Joanna Lichocka, Stanisław Piotrowicz, Jolanta Szczypińska czy Jacek Świat. Swój podpis pod projektem wycofał w weekend poseł PiS Bartłomiej Wróblewski.