Publikujemy fragment autobiografii papieża Franciszka pt. „Nadzieja”. W pierwotnym założeniu książka miała ujrzeć światło dzienne po śmierci Ojca Świętego, ale – jak pisze Carlo Musso, który uczestniczył w procesie twórczym – „Jubileusz Nadziei i wymogi chwili skłoniły jednak papieża do wyrażenia już teraz zgody na upowszechnienie tej cennej spuścizny”.
Autobiografia papieża Franciszka w tłumaczeniu Anny T. Kowalewskiej zostanie wydana przez Świat Książki. Premierę zaplanowano na 14 kwietnia.
Fragment rozdziału „Pamięć i wstyd”
Przyjąłem imię Franciszek. Rozległy się kolejne brawa.
Obsługa umieściła karty w piecu i załadowała naboje z białym dymem, który po chwili, gdy zaczął zapadać wieczór, uniósł się z komina kaplicy Sykstyńskiej.
Udałem się następnie do zakrystii, którą nazywają także „pokojem łez”, aby się przebrać. Zdjąłem z palca pierścień kardynalski i założyłem pierścień biskupi, który miałem w kieszeni. Chcieli mi dać inny, ale podziękowałem. Zatrzymam ten. Zaproponowano mi piękny złoty krzyż, ale powiedziałem, że zachowam krzyż z alpaki ze święceń biskupich, który noszę od dwudziestu lat. Pamiętam, że na konsystorz w 2001 roku nie chciałem nawet nowego garnituru. Wystarczał mi garnitur mojego poprzednika, kardynała Quarracino. Trzeba go było tylko dopasować, zrobić kilka poprawek i wyglądał idealnie. Czerwone buty? Nie, noszę buty ortopedyczne. Mam płaskostopie.
Nie byłem na to wszystko przygotowany. Robiłem po prostu to, co czułem. Zachowywałem się spontanicznie.
Odmówiłem również aksamitnego mucetu i lnianej rokiety. To nie dla mnie. Dwa dni później powiedziano mi, że powinienem zmienić spodnie na białe. Roześmiałem się. Nie jestem sprzedawcą lodów. Zatrzymałem swoje.
(…)
Wieczorem zaprowadzono mnie do apartamentów papieskich, zapieczętowanych od dnia, kiedy opuścił je Benedykt XVI.
Kiedy wszedłem tam z ojcem Georgiem, ówczesnym prefektem Domu Papieskiego, pomyślałem, że nie chcę tam mieszkać. Nic jednak nie powiedziałem, tylko podziękowałem i zacząłem się zastanawiać, jak tę sprawę rozwiązać.
Modląc się i rozmawiając z Panem, starałem się wszystko należycie rozważyć, zrozumieć, dokąd powinienem iść i jak to zrobić. Radziłem się także kardynała Bertello, prezydenta Gubernatoratu Państwa Watykańskiego, który zaproponował mi gościnę, o ile chciałbym zamieszkać w jego apartamencie w Palazzo San Carlo w Ogrodach Watykańskich. Jednak również to locum wydawało mi się zbyt odizolowane.
Przez przypadek, wracając do mojego pokoju w Domu św. Marty, zobaczyłem, że właśnie sprzątają apartament, który znajdował się dokładnie naprzeciw tego, który zajmowałem podczas konklawe.
– A co to za lokal? – spytałem.
– To apartament gościnny, który teraz przygotowujemy dla patriarchy Konstantynopola Bartłomieja.
Zajrzałem do środka. Był tam mały przedpokój, nieduża sypialnia, oddzielona przesuwanymi drzwiami, i mały gabinet. Od razu sobie pomyślałem, że to w sam raz dla mnie.
Poszedłem porozmawiać z dyrektorem, by przekazać mu moją decyzję. Zaskoczony najpierw odpowiedział mi, że to niemożliwe, potem, że ale…, a w końcu się zgodził.
W ten sposób, kilka dni po opuszczeniu go przez patriarchę Bartłomieja, apartament 201 stał się moją rezydencją papieską.
„Do odwołania” – ogłosił w kwietniu rzecznik Watykanu, ojciec Federico Lombardi.
Od tego czasu minęło sporo lat. W Domu św. Marty czuję się dobrze, ponieważ jestem wśród ludzi. A jeśli nawet zdarzają się drobne niedogodności, to można je łatwo przezwyciężyć.
Pozostanę tu tak długo, jak Bóg zechce. Jeśli chodzi o moją śmierć, to mam do niej bardzo pragmatyczne podejście. I tak samo traktuję ostrzeżenia przed ewentualnym zamachem.
Kiedy odejdę, nie zostanę pochowany w Bazylice św. Piotra, ale w bazylice Matki Bożej Większej. Watykan jest miejscem mojej służby, a nie wiecznego spoczynku. Wybrałem pomieszczenie, gdzie obecnie przechowywane są kandelabry, obok marmurowej figury Regina Pacis, którą zawsze prosiłem o pomoc i której przez cały czas mojego pontyfikatu setki razy oddawałem się w opiekę. Dostałem już potwierdzenie, że wszystko jest przygotowane. Dotąd obrzędy pogrzebowe papieży charakteryzowały się zbytnim przepychem. Uzgodniłem więc z mistrzem ceremonii, jak je uprościć. Nie będzie katafalku ani uroczystego obrzędu zamknięcia trumny. Pragnę być pochowany z godnością, ale jak każdy chrześcijanin.
Wiem, że Pan wiele już dla mnie zrobił, proszę Go więc tylko o jeszcze jedną łaskę. Niech to nastąpi, kiedy On zechce, ale proszę… jestem trochę mięczakiem, nie jestem wytrzymały na ból… Proszę… niech zbytnio nie boli.
Czytaj też:
Ważna rocznica papieża Franciszka. Watykanista: Absolutna końcówka pontyfikatuCzytaj też:
Przejmujące słowa kard. Dziwisza. Tak przebiegały ostatnie godziny życia Jana Pawła II