Przypomnijmy, dwa pociągi pasażerskie zderzyły się czołowo na południu Włoch w okolicach Apulli. Katastrofa wydarzyła się na północ od miasta Bari, w pobliżu Ruvo di Puglia i Corato. Wypadek miał miejsce około godziny 11:30. Na razie nie wiadomo, co było przyczyną, jednak wstępne doniesienia pozwalają przypuszczać, że chodziło o błąd pracownika kolei. – Nie spoczniemy, dopóki nie dowiemy się, jak do tego doszło – oświadczył premier Włoch Matteo Renzi, który we wtorek udał się na miejsce katastrofy.
Przez całą noc służby ratownicze pracowały, wydobywając ludzi ze zmiażdżonych wagonów. Krótko po północy zmarł jeden z maszynistów - 27 ofiara tragedii. Do godziny 7 rano nie znaleziono więcej ofiar, jednak na miejscu przy rozcinaniu zmiażdżonych wagonów nadal pracują służby. Ratownikom pomagają specjalnie wyszkolone w odnajdywaniu ciał psy. Około godziny 9 rozpoczęła się identyfikacja ofiar. We wtorek wieczorem trumny ze szczątkami zmarłych pasażerów zabrano do pobliskiego miasta Bari. Na miejscu w temperaturze około 40 stopni nad ich wydobyciem z pociągów pracowało 200 ratowników. W środę nad ranem włoskie media poinformowały o znalezieniu czarnej skrzynki z pociągu jadącego z Bari, co może pomóc w ustaleniu przyczyn katastrofy. Na razie pod uwagę brany jest błąd ludzki lub usterka techniczna.
- Miejsce katastrofy wygląda jakby rozbił się tam samolot - opowiadał burmistrz miasta Corato, Massimo Mazzilli. Według opisów świadków dookoła miejsca katastrofy leżą rozrzucone szczątki maszyn i bagaże podróżujących. Ratownik, który rozmawiał z agencją Reutera poinformował, że akcja jest utrudniona ze względu na fakt, iż do zdarzenia doszło w niezamieszkanym terenie. - Pracują dziesiątki zastępów. Ekipy ratunkowe starają się otwierać wagony. Operacja jest skomplikowana, bo do zderzenia doszło na prowincji - relacjonował.
Ministerstwo spraw zagranicznych poinformowało, że wśród ofiar nie ma polskich obywateli.