Barack Obama przekonywał, że w USA, wbrew temu, co twierdzą media, "nie ma wojny rasowej". Taką tezę lansują publicyści, którzy w zastrzeleniu przez czarnoskórego mężczyznę pięciu policjantów w odwecie na wcześniejsze zabicie dwóch Afroamerykanów upatrują głównie rasowych motywacji.
Czytaj też:
Tragedia w Dallas. Napastnik zostawił wiadomość napisaną własną krwią
Obama zwrócił uwagę na złożoność sytuacji i przyznał, że "Amerykanie są zakłopotani i nie wiedzą, co myśleć o tych wydarzeniach". Zapewnił też, że jest świadom tego, że pewne napięcia na tle rasowym są w USA obecne. – Uprzedzenia pozostały. Nie jestem naiwny – zaznaczył Barack Obama i dodał, że "wie, jak łatwo duch jedności może zniknąć". – Jest faktem, że osoba czarna jest bardziej narażone na zatrzymanie przez policję, a w przypadku popełnienia przestępstwa dostanie ona surowszą karę – mówił. Dodał, że z tego względu nie można kwestionować protestów, które mają miejsce w USA.
Jednocześnie prezydent zaapelował o szacunek dla policji. O zabitych w Dallas funkcjonariuszach powiedział, że "wykonywali swoją pracę najlepiej jak mogli". – Oni zasługują nie na pogardę, ale na szacunek – zaznaczył. Przypomniał, że policja zajmuje się także m.in. ochroną demonstracji po zabójstwach czarnych Amerykanów.
Czytaj też:
Zamieszki i setki aresztowań w USA w czasie protestów po śmierci Afroamerykanów