Pogrzeby zabitych przez czarnoskórego mężczyznę funkcjonariuszy swoją obecnością uświetnili prezydenci Stanów Zjednoczonych. Przemówienie wygłosił Barack Obama. Odniósł się w nim zarówno do samej tragedii, jak i zamieszek, które wybuchły w kilku amerykańskich miastach. Obama przekonywał, że w USA, wbrew temu, co twierdzą media, "nie ma wojny rasowej". Prezydent zwrócił uwagę na złożoność sytuacji i przyznał, że "Amerykanie są zakłopotani i nie wiedzą, co myśleć o tych wydarzeniach". Zapewnił też, że jest świadom tego, że pewne napięcia na tle rasowym są w USA obecne.
Czytaj też:
Obama po strzelaninie w Dallas mówi o uprzedzeniach rasowych w USA. "Nie jestem naiwny"
Do żałobnego nastroju nie dostosował się były prezydent USA George W. Bush. Uwagę zwracał zarówno jego ubiór, jak i zachowanie. Jako jedyny spośród znajdujących się na pierwszym planie, nie założył on bowiem czarnego stroju, tylko postawił na niebieski garnitur. To nie był jednak koniec niestosownych zachowań ze strony Busha.
W momencie, gdy policyjny chór i orkiestra odgrywały podniosły "The battle hymn of the Republic" politycy i ich małżonki zebrali się na środku sceny, trzymając się za ręce. Na twarzach zgromadzonych osób widać było skupienie i powagę, wszyscy stali nieruchomo. Wyłamał się George W. Bush, który zaczął się kołysać i podrygiwać w rytm melodii. Do tego samego z uśmiechem na ustach zachęcał stojącą obok niego Michelle Obamę, co wpłynęło na rozproszenie także urzędującego prezydenta.