– Nie ma takiej siły, która mogłaby mnie odsunąć od władzy. Ci, którzy podjęli próbę przeprowadzenia puczu zostaną ukarani – zadeklarował Erdogan tuż po wylądowaniu na lotnisku w Stambule. Powrót prezydenta pokazała turecka telewizja NTV. Na swojego przywódcę czekały tłumy obywateli, których wcześniej Erdogan wzywał do wyjścia na ulice miast i obronę kraju przed zakusami wojskowych.
– Absolutnie nie uważam, że puczystom się powiedzie – oceniał w rozmowie telefonicznej transmitowanej przez krajowe media Erdogan. Prezydent zapowiedział "oczyszczenie armii" z puczystów. Stwierdził zdecydowanie, że winni zostaną "surowo ukarani".
– Turcja ma demokratycznie wybrany rząd i prezydenta. Spoczywa na nas odpowiedzialność i będziemy wykonywać nasze obowiązki do końca. Nie oddamy kraju tym najeźdźcom – zapewniał. Jako głównego inspiratora zamachu stanu wskazał imama Fethullaha Gulena przebywającego na emigracji w USA.
Turecki zamach stanu
W Ankarze, stolicy Turcji, doszło do próby wojskowego zamachu stanu. Poinformował o tym premier Turcji Binali Yildirim. Telewizja TRT poinformowała o wprowadzeniu godziny policyjnej na terenie całego kraju. Około godz. 23.50 czasu polskiego Reuters poinformował, że helikoptery nad Ankarą otworzyły ogień, a w mieście słychać było wybuchy. Po godz. 1 NTV, turecka telewizja, podała, że nad stolicą Turcji myśliwiec F-16 zestrzelił helikopter. Pojawiają się też doniesienia o starciach między puczystami a policją. W starciach - według tureckiej agencji Andalou - miało zginąć 17 policjantów. Łącznie zginęło już ponad 60 osób. W całym kraju aresztowano ponad 700 wojskowych.
Czytaj też:
Nieudany wojskowy zamach stanu w Turcji. Erdogan: Kontrolujemy sytuację w kraju