– Jeśli mój syn wróciłby do Włoch, zostałby aresztowany – powiedział Erdogan, po czym dodał, że działanie takie „mogłoby spowodować problemy w relacjach z Włochami”. Zasugerował również, że włoscy śledczy winni skupić się na walce z mafią, nie ściganiem jego syna.
Na słowa prezydenta Turcji zareagował na Twitterze premier Włoch Matteo Renzi. „W tym kraju sędziowie podlegają konstytucji i prawu, nie prezydentowi Turcji. Nazywa się to »państwem prawa«” - stwierdził Renzi.
35-letni Bilal Erdogan zamieszkał we włoskiej Bolonii, by ukończyć studia doktoranckie. Nie wiadomo, kiedy opuścił ten kraj, ale wiadomo, że prokuratorzy wszczęli przeciwko niemu śledztwo w sprawie prania brudnych pieniędzy.
Słowa premiera Włoch mają szczególny wydźwięk w kontekście działań władz tureckich po nieudanym puczu, do jakiego doszło 12 lipca. W efekcie aresztowano, wyrzucono z pracy lub zawieszono w wykonywaniu obowiązków około 60 tysięcy osób, w tym żołnierzy, pracowników służby cywilnej czy sektora edukacji. Zamknięto 16 stacji telewizyjnych, 3 agencje prasowe, 23 rozgłośnie radiowe, 45 gazet i 10 magazynów. Wcześniej aresztowano około 50 dziennikarzy.
Czytaj też:
Czystki w Turcji. Od służby odsunięto ponad 60 tysięcy urzędników