Wstępną liczbę ofiar śmiertelnych zamachu przekazał mediom Manuel Gaerlan, przełożony policji w regionie, w którym leży miasto miasto Davao. Jak wyjaśniał, 10 osób zginęło na miejscu, a 2 po przetransportowaniu do szpitala. W związku z zamachem na ulice wysłane zostały dodatkowe siły policyjne oraz wyprowadzono wojsko. Szef policji zaapelował o ostrożność, gdyż władze obawiają się, że może dojść do kolejnych zamachów.
Do zamachu doszło w piątek około godziny 22. Przyznali się do niego członkowie separatystycznego ugrupowania islamskiego Abu Sajefa. Według najnowszych informacji zginęło 14 osób, a 71 zostało rannych.
Zamach zemstą na prezydencie?
Zamach przez część mediów został oceniony jako uderzenie w politykę prezydenta Rodrigo Duterte, który wywodzi się z Davao i swoją pozycję polityczną zbudował pełniąc urząd burmistrza tego miasta. Duterte, po informacji o eksplozji na zatłoczonym nocnym rynku, zdecydował się na wizytę w miejscu zamachu.
Polityka antynarkotykowa Duterte
Duterte, gdy był burmistrzem Davao, zasłynął z ostrej polityki wobec sprawców przestępstw narkotykowych. W swojej kampanii prezydenckiej w ostrych słowach zapowiadał przeniesienie tego modelu na całe państwo. Po wyborze wypełnił swoją obietnicę i w kilka pierwszych miesięcy od elekcji ponad 400 domniemanych dilerów narkotyków zostało zabitych przez policję. Co więcej, 8 sierpnia, 27 burmistrzów i 31 policjantów udało się do krajowego urzędu policji, aby oczyścić się z podejrzeń o współpracę z biznesem narkotykowym. Obawiali się prezydenckiego nakazu zatrzymania lub zabicia. Dzień wcześniej Duterte wymienił z nazwiska m.in. sędziów, parlamentarzystów i wojskowych, którzy według niego są zamieszani w narkobiznes i dał im 24 godziny na oddanie się w ręce władz. Organizacje zajmujące się obroną praw człowieka wezwały ONZ do potępienia pozasądowych egzekucji na Filipinach.
Czytaj też:
Zemsta na prezydencie? Zamach w "jego mieście". Przynajmniej 12 zabitych