Dźwięk, opisywany jako "brzęczenie", "świst" albo "huczenie", słyszany był od lata w regionie cieśniny Fury i Hecla oraz Ziemi Baffina. Jak pisze BBC, rejon ten zlokalizowany jest w pobliżu kanału, stanowiącego najnowsze i zarazem najmniej zaludnione tereny należące do Kanady. – To jeden z głównych terenów polowań, zarówno latem, jak i zimą, ponieważ jest to obszar otwartej wody otoczonej przez lód, bogaty w ssaki wodne – wyjaśniał miejscowy urzędnik. Specjaliści oraz zamieszkujący te tereny ludzie, wskazują, że tego lata wyjątkowo puste były wielkie żerowiska ssaków morskich. Od stuleci w te rejony przypływały m.in. wale grenlandzkie oraz liczne gatunki fokowatych.
Armia szuka wyjaśnień
W piątek kanadyjskie władze poinformowały, że do zbadania sprawy zostało zaangażowane tamtejsze lotnictwo. Wojskowi przeprowadzili szereg testów i oblotów nad terytorium, na którym występują "anomalie akustyczne", jednak, jak przyznało dowództwo, nie przybliżyło ich to do rozwiązania tajemnicy. – Załoga lotnicza nie wykryła na powierzchni wody, ani pod jej powierzchnią żadnych źródeł "kontaktu" – oświadczono w komunikacie przesłanym BBC. – Wojskowi zaobserwowali jedynie dwa stada wielorybów oraz sześć morsów – doprecyzowano. Rzecznik resortu obrony w Ottawie potwierdził, że przyczyna natarczywego dźwięku pozostanie niewyjaśniona.
Okręty podwodne, sonary, czy może...?
Z korespondencji międzyresortowej ujawnionej przez kanadyjską stację CBC News wynika, że "armia nie wykluczyła", iż dźwięk mogą emitować okręty podwodne. Z drugiej strony podkreślono jednak, że "jest to mało prawdopodobne". Jeszcze inną hipotezę mają aktywiści, którzy twierdzą, że za hałas odpowiada jeden z górniczych koncernów, który miałby stosować w tym rejonie sonary do badania wnętrza ziemi. Temu zaprzecza jednak zarówno firma, jak i rząd Kanady. Władze wskazują, że od miesięcy nie zostało wydane żadne zezwolenie na prowadzenie prac na tych terenach. Zagadka niepokojącego dźwięku pozostaje więc wciąż nierozwiązana.