"Czy Chiny pytały nas, czy nie mamy nic przeciwko dewaluacji ich waluty (utrudniając naszym firmom konkurencję), przeciwko dużemu opodatkowaniu towarów zmierzających do ich kraju (USA takich podatków nie nakłada), albo przeciwko budowie potężnego kompleksu militarnego na środku Morza Południowochińskiego? Nie wydaje mi się!" – napisał w poniedziałek na Twitterze Donald Trump. Posługując się mediami społecznościowymi do kontaktu z azjatyckim mocarstwem, zwycięzca amerykańskich wyborów prezydenckich zaskoczył komentatorów politycznych i znacząco odbiegł od dyplomatycznego protokołu przyjętego w USA.
twittertwitter
Twitty Trumpa to dalszy ciąg ryzykownego i mało dyplomatycznego zachowania prezydenta elekta w stosunku do Chin i Tajwanu. W ubiegłym tygodniu głośno komentowano rozmowę telefoniczną Donalda Trumpa z Caj Ing-wen, prezydent Tajwanu. Ostatni raz podobna rozmowa miała miejsce w 1979 roku. Chiny nie uznają niezależności Tajwanu, jak część społeczności międzynarodowej, i traktują to państwo bardziej jako swoją zbuntowaną prowincję. Stany Zjednoczone pod koniec lat 70. XX w. za prezydentury Jimmy'ego Cartera uznały Chińską Republikę Ludową, jednocześnie oficjalnie nie uznając Republiki Chińskiej (czyli Tajwanu).
Biały Dom wydał w tej sprawie oświadczenie, w którym podkreślił, że „długofalowa polityka” wobec Chin i Tajwanu nie zmienia się. – Podtrzymujemy nasze stanowisko, czyli politykę „jednych Chin” (czyli nieuznawania Tajwanu - red.) – mówił Ned Price z administracji jeszcze urzędującego prezydenta Baracka Obamy. Jego komentarz pojawił się jednak jeszcze przed twittami przyszłego prezydenta.
Czytaj też:
Jedna rozmowa Trumpa uruchomiła reakcję łańcuchową. Dyplomatyczne szachy po telefonie z Tajwanu