Sergio Mattarella, prezydent Włoch, zwrócił się do (jeszcze) premiera Matteo Renziego, by odłożył swoją rezygnację o kilka dni. Renzi podał się do dymisji 5 grudnia, dzień po tym, jak w niedzielnym referendum większość Włochów zagłosowała przeciwko proponowanym przez niego reformom ustrojowym.
Mattarella tłumaczył, że Renzi powinien zostać na fotelu premiera przynajmniej do momentu, aż włoski parlament zaakceptuje budżet na 2017 rok (co nastąpi najwcześniej w piątek, 9 grudnia). Później, po rozwiązaniu sprawy budżetu, Renzi mógłby spokojnie podać się do dymisji – wskazywał Mattarella.
Referendum i rezygnacja
Podczas konferencji, która odbyła się po ogłoszeniu wstępnych wyników głosowania, premier poinformował, że rezygnuje z pełnienia urzędu, a także wziął na siebie odpowiedzialność za porażkę w referendum. Już wcześniej szef rządu zapowiadał, że podejmie takie kroki, jeżeli Włosi zdecydują się zagłosować na „nie”.
W związku z zapowiedzią rezygnacji premiera, opozycja wzywa do przeprowadzenia przedterminowych wyborów. Jeżeli rezygnacja, którą stanowczo zapowiadał Renzi, zostanie przyjęta, wówczas rozpocznie się kryzys rządowy.
Według sondażu exit poll dla telewizji RAI przeciwko zmianom głosowało od 57 do 61 procent wyborców, a poparło je 39-43 proc. Frekwencja wyniosła 70 proc. Zmiany w konstytucji zaproponowane przez ekipę rządzącą sprowadzać miały się do zmiany układu sił w parlamencie. Z obecnej równowagi Izby Deputowanych i Senatu, zniknęłaby siła izby wyższej, w której obecnie zasiada 300 wybieranych senatorów.
Czytaj też:
Porażka szefa rządu w referendum - tryumf Grillo. Włosi odrzucili proponowane zmiany