Spotkanie Ban Ki-moona i Jose Barroso oraz ich późniejszą konferencję prasową zdominował jeden, palący problem - Bałkany, a w szczególności Kosowo. Problem jest palący: raptem w niedzielę w Serbii odbyły się wybory parlamentarne a już w piątek specjalny wysłannik ONZ, Ahtisaari przedstawi plan dla Kosowa. Jak można przypuszczać, plan zostanie przez Serbię, ale też prawdopodobnie Rosję i Chiny odrzucony. Nowy sekretarz ONZ nie ma jednak w tej sprawie nic do powiedzenia. Jedynie, że "Serbia jest bardzo ważnym krajem w regionie" i prawa człowieka, ale też współpraca z Hagą powinny być przestrzegane. Oraz, że wspólnota międzynarodowa powinna wyciągnąć lekcję z doświadczeń Rwandy i Srebrenicy.
Tyle każdy wie. Także na inne pytania Koreańczyk odpowiadał w równie wyczerpujący i konkretny sposób. Nikt się nie spodziewał, że wygłosi on płomienne deklaracje, które wstrząsną bryłą ziemi, ale rozczarowanie pozostało. Oczywiście, spotkanie z Barroso miało charakter kurtuazyjno-zapoznawczy, trudno się jednak oprzeć wrażeniu, że sprecyzowane poglądy i mocna osobowość nie są najmocniejszymi punktami nowego szefa ONZ.
Biorąc pod uwagę obecną kondycję organizacji, taki właśnie przywódca wpisuje się w jej charakter. Ale oznacza to też, że Ban Ki-moon raczej nie będzie tym, który zreformuje ONZ. Choć kto wie, może to tylko złudne pierwsze wrażenie.
W tej wizycie najważniejszy był sam jej kierunek. Fakt, że to właśnie Bruksela stała się celem pierwszej wizyty koreańskiego polityka jest znaczący. Pokazuje bowiem, kto dla ONZ jest głównym partnerem. A biorąc pod uwagę niezwykłą dynamikę i siłę Unii Europejskiej, po tandemie ONZ-UE raczej nie ma co oczekiwać, że zacznie rozwiązywać trudne światowe dylematy.