– Zabiłem około trzech z nich. Nie wiem, ile kul z mojej broni przeszyło ich ciała. To się wydarzyło, nie mogę kłamać na ten temat – powiedział Rodrigo Duterte w rozmowie z BBC.
Wcześniej w studiu BBC wypowiadał się Martin Andanar rzecznik prezydenta Filipin, który zaprzeczał, by jego szef kogoś zabił. Stwierdził, że to „styl prezydenta” i dodał, że „odkąd został burmistrzem, mówił w ten sposób”. – Nie bierzemy wszystkich tych oświadczeń dosłownie. Bierzemy je na poważnie, ale nie bierzemy ich dosłownie – skwitował.
W środę 14 grudnia prezydent Filipin mówił na spotkaniu z biznesmenami, że kiedy był burmistrzem Davao, to jeździł motocyklem po okolicy i szukał guza. – Liczyłem na taką sytuację, żebym mógł zabić – przyznał. – Robiłem to osobiście. Po prostu żeby pokazać chłopakom, że skoro ja mogę to zrobić, to dlaczego nie oni? – dodał.
Po wyznaniach prezydenta opozycja oraz organizacje broniące praw człowieka wzywają do impeachmentu.
Prezydent Filipin już kilka razy wsławił się mocno kontrowersyjnymi wypowiedziami. Cień na prezydenturę Duterte rzuca też jego brutalna kampania antynarkotykowa, w której zginęło 4,8 tys. osób i to tylko od czasu, gdy objął urząd w czerwcu 2016 roku. W przypadku jego kampanii antynarkotykowej krytykę wzbudzają właśnie pozasądowe egzekucje.
Duterte w październiku ostro wypowiadał się o prezydencie USA Baracku Obamie, wszystko przez to, że Stany Zjednoczone odmówiły Filipinom sprzedaży niektórych rodzajów broni. Duterte stwierdził wtedy, że „Obama może iść do diabła”. – Za kogo on się uważa? Jestem prezydentem niezależnego kraju, a nie jakąś marionetką, która będzie chodziła na czyimkolwiek pasku. Nikt nie będzie mnie pouczał – miał powiedzieć Duterte. Chwilę później miał nazwać Obamę „sk***synem”.