Jeszcze do początków XIX wieku świętego Mikołaja przedstawiano głównie tradycyjnie, jako brodatego duchownego w typowym stroju biskupim. Dopiero w XX wieku, dzięki kampanii reklamowej Coca-Coli (od lat 30. korzystała ona ze specjalnie opracowanej w tym celu ilustracji Haddona Sundbloma) utrwalił się kosmopolityczny obraz starszego mężczyzny w czerwonym płaszczu i czapie z pomponem, który wyparł popularnych w Niemczech i Rosji Rycerza Ruperta (Ruprechta) i Dziadka Mroza. Warto przytoczyć najważniejsze legendy kształtujące wizerunek świętego. Najważniejsza z nich opowiadała o tym, jak pozbawiono Mikołaja urzędu i wtrącono do więzienia. Mieli mu się tam objawić Jezus i Maryja, którzy zwrócili duchownemu szaty godne sprawowanej przez niego funkcji.
W średniowiecznych przekazach o świętym Mikołaju prawie zawsze pojawiała się również historia o trzech dziewczynach, których ojciec nie posiadał wystarczających środków, by zapewnić im posag. Aby zdobyć pieniądze, postanowił on wysyłać swoje latorośle do domu publicznego. Dowiedział się o tym biskup Miry Mikołaj i niepostrzeżenie podrzucił dziewczętom sakiewki ze złotem (potem przedstawiane jako złote kule), aby uchronić je od okrutnego losu.
Ze świętym wiąże się też kolejna legenda: miał on wstawić się za trzema niesłusznie oskarżonymi chłopcami (według innej wersji wręcz przywrócił ich poćwiartowane ciała do życia). W ten sposób święty Mikołaj utrwalił się w ludzkiej świadomości jako obrońca uciśnionych, wspierający pozbawionych środków do życia. Pod koniec wieków średnich włączony został do grona Czternastu Świętych Wspomożycieli, chociaż z czasem został z tego grona wykluczony i na przykład w poświęconym im barokowym kościele w Vierzehnheiligen jego kult już nie występuje.
Mikołaj po raz pierwszy z saniami
Istotnym dla rozwoju wizerunku świętego Mikołaja był rok 1821, kiedy to opublikowano pierwszą litograficzną książkę wydaną w Stanach Zjednoczonych. Była to broszura poświęcona Bożemu Narodzeniu i zatytułowana „The Children’s Friend: A New Year’s Present”, która zachował się do dziś jedynie w dwóch kopiach. Świętego Mikołaja przedstawiono tam odmiennie niż dotąd. Po raz pierwszy pojawił się w saniach na płozach i z prezentami, chociaż jego strój bliższy był ówczesnym wojskowym ubraniom niż widywanemu współcześnie czerwono-białemu kożuchowi. Pojawia się tam także jakieś stworzenie wyposażone w poroże, ale umiejętności rysownika powodują, że przypomina ono bardziej jelenia niż renifera.
W książce uwagę zwraca również inny element tej dziecięcej powiastki, a mianowicie charakter świąt bardziej rodzinny niż popularne wówczas spożywanie alkoholu w dużych ilościach. Także prezenty należały do tych „bezpieczniejszych” dla dzieci – żadnych militariów, a raczej lalki lub piłki. Jak bardzo miał się zmienić ten obraz świętego w czasie wojny secesyjnej, pod wpływem pewnego nowojorskiego rysownika niemieckiego pochodzenia!
Patriotyczny Mikołaj
Thomas Nast przybył do Ameryki w 1846 roku jako sześcioletnie dziecko i od piętnastego roku życia pracował dla „Frank Leslie’s Illustrated Newspaper”, skąd przeniósł się do najbardziej wpływowego wówczas czasopisma „Harper’s Weekly”. Tam 3 stycznia 1863 roku opublikowano narysowaną przez niego ilustrację zawierającą pierwsze przedstawienie świętego Mikołaja odzianego w patriotyczne szaty z paskami i gwiazdami. Nie jest to jedyny pomysł Nasta, który przeszedł do kultury popularnej. To jemu zawdzięczamy przedstawienie słonia i osła jako symboli Partii Republikańskiej oraz Demokratycznej czy nowszą wersję Wuja Sama z bródką w stylu Abrahama Lincolna.
Okładka świątecznego numeru „Harper’s Weekly” przekazywała treści mające wspierać na duchu. Nast wykorzystał bowiem wcześniej tworzone przez siebie wizerunki obozów wojskowych (wcześniej podejmował temat cierpień jeńców wojennych i palenia niestawiających oporu wiosek oraz małych miejscowości), by pokazać, jak św. Mikołaj rozdaje prezenty żołnierzom Unii. Wręczana przez świętego laleczka (jumping-jack) może wydawać się z obecnej perspektywy nieco przerażająca, przypomina bowiem powieszonego prezydenta konfederatów Jeffersona Davisa. Na rycinie budzi on uśmiech zgromadzonych – taka egzekucja była tym prezentem, na którym unionistom zależało najbardziej.
Nawiasem mówiąc, wizerunek świętego Mikołaja z przełomu 1862 i 1863 roku nie jest jedynym, który wymyślił w tym czasie Thomas Nast, a który był wykorzystywany w kulturze popularnej i propagandzie późniejszych lat. Pochodząca z tego okresu dwuczęściowa ilustracja „Noc wigilijna” przedstawia po jednej stronie kobietę modlącą się o bezpieczny powrót męża, a po drugiej żołnierza (w domyśle owego małżonka) siedzącego przy palenisku i wpatrzonego w wizerunek oczekującej go rodziny. Ten jakże eksploatowany potem temat jest popularny do dziś, zaś sam Nast został nazwany przez Abrahama Lincolna „naszym najlepszym specjalistą od werbunku”.
Święty na Wielkiej Wojnie, a żona w więzieniu
Wizerunek świętego Mikołaja szybko użyto także w południowych Stanach, czego przykładem jest publikacja dla dzieci wydana w 1867 roku pod przekornym tytułem „General Lee and Santa Claus”. Napisana przez Louise Clack 36-stronicowa książeczka opisywała dzieje trzech dziewczynek (Lutie, Birdie i Minnie), które nie otrzymały z okazji świąt prezentów od świętego Mikołaja. Zastanawiały się one, czy bożonarodzeniowy darczyńca nadal kocha dzieci z południowych Stanów. Odpowiedź otrzymały od generała Lee, który wytłumaczył, że ich pominięcie wynika z wyraźnej prośby wojskowego, by święty Mikołaj zamienił zabawki na lekarstwa i ubrania niezbędne tej zimy byłym żołnierzom. Książce przyświecał szczytny cel – cały dochód z jej sprzedaży przeznaczony był dla sierot z Południa. Można się również domyślać, że ostatnie zdanie opowieści brzmiące „God bless both forever!”, a dotyczące zarówno św. Mikołaja, jak i bohatera wojsk Konfederatów, było na Północy odbierane dość jednoznacznie.
Św. Mikołaj wrócił na front kilkadziesiąt lat później dzięki Ethel E. Reed i Marcie G. Kendall, które w 1918 roku opublikowały „When Santa Claus Went to the Front”. W książce tej występuje całe grono typowych pierwszowojennych archetypów: Wuj Sam, Pułkownik i Pielęgniarka Czerwonego Krzyża. „Był sobie stary Santa z workiem prezentów / Który przychodził do dobrych małych dzieci i chłopców. / Myślał, że pójdzie na wojnę pewnego razu, / Zabić Kaisera, jak to mawiają. / Ale kiedy przybył na wojenny front / Odkrył, że to wcale nie było proste zadanie. / Więc odpisał żonie raz jeszcze: / „Zanieś zabawki pod każde drzwi” – pisano wówczas.
Wytłumaczenie tej historyjki wydaje się oczywiste, mając na uwadze nieobecność ojców w wielu amerykańskich domach. Zaskakujący jest jednak drugi akt dramatu, w którym okazuje się, że żona świętego Mikołaja, mimo wsparcia kilku nadprzyrodzonych postaci, nie wywiązała się w pełni z obowiązku. Oskarżono ją zatem w sądzie o to, że rozniosła dzieciom „źle wybrane, pozbawione smaku i brzydkie prezenty”. Tym razem naprzeciw niej stanął sędziwy Pułkownik, a obrony podjął się równie posunięty w latach Wuj Sam. Przedstawione w pierwszej części dramatu postaci tym razem stają naprzeciw siebie jako świadkowie obrony i oskarżenia. Przykładowo Shyrock (Żyd prowadzący sklep z zabawkami) skarży się, że otrzymał od żony Mikołaja tylko pusty worek pozbawiony pieniędzy, jakie mogłaby przeznaczyć na zakup podarunków. Z kolei pochodząca z nizin społecznych matka wskazuje, że jej córeczka nie otrzymała bucików, mimo że poprzednie są już do wyrzucenia. Wuj Sam jednak z tego przesłuchania wychodzi obronną ręką i przedstawia sądowi gwizdek oraz harmonijkę ustną, jakie otrzymały dzieciaki. Żeby podtrzymać emocje czytelnika, autorki nie dają podpowiedzi, czyje racje przeważą. Ostatecznie przewodniczący ławy przysięgłych stwierdza, że Pani Mikołajowa jest niewinna, czemu sprzeciwili się pozostali członkowie ławy, krzyczący że wcześniej uzgodniono inni wyrok. Sędzia jednak to stanowisko akceptuje i puszcza żonę św. Mikołaja wolno, a wszyscy zgromadzeni na sali odśpiewują kolędę przy opadającej kurtynie. Jak widać, nawet w trudnych czasach wojny Wuj Sam doprowadził do zwycięstwa sprawiedliwości...
Mikołaj obiektem propagandy
Wyjątkowość propagandy I wojny światowej polegała między innymi na tym, że o wiele więcej treści próbowano przekazać społeczeństwu za pomocą środków wizualnych. W przypadku świętego Mikołaja i wielkiej wojny warto zwrócić uwagę na dwie prace. Pierwszą wykonał w 1917 roku Albert Hencke, który stworzył familiarne przedstawienie świętego otoczonego wieńcem wiciokrzewu z kapeluszem Wuja Sama pełnym pudełek. Tytuł „Podziel się Świętami z żołnierzem” dopełnia kierowana do widza zachęta do zostania członkiem funduszu zbierającego środki na prezenty dla żołnierzy amerykańskich po drugiej stronie Atlantyku. Amerykański zmysł handlowy także znalazł w tej pracy swój wyraz – w dolnej partii pochwalono przedsiębiorców za ich szczodrość, dzięki czemu można było wysłać dwa prezenty w cenie jednego.
Sposób przedstawiania świętego Mikołaja jest więc na wskroś przesycony tym, jak wizualizowano Wuja Sama. Różniły ich nieco odmienna broda i oczywiście kolor stroju, zaś łączył wigor i uśmiech pomimo zaawansowanego już wieku. Do tego dołączano także amerykańską młodzież, przede wszystkim skautów, co szczególnie widoczne jest na powstałym między styczniem 1918 a styczniem 1919 roku plakacie „Wesołych Świąt. Pokój. Twój prezent dla narodu”. Rozsiadający się chłopiec nie spoczywał jednak na kolanach świętego Mikołaja, lecz podtrzymywany był przez Wuja Sama w analogicznym, prawie militarnym stroju. Z kolei na ramionach personifikacji Ameryki opierał swe ręce święty Mikołaj, nadając tym samym rysunkowi specyficznego znaczenia. Wuj Sam, korzystając z aury dobrotliwości świętego Mikołaja, stał się pośrednikiem pomiędzy nim a chłopcem, którego działania zostają docenione, gdyż miał zapewne swój „drobny udział” (słynne „do your bit”) w zwycięstwie nad wrogiem.
Pokój jest najlepszym podarunkiem, jaki można sobie wymarzyć
Tło w postaci wieńców i tarczy z flagą Stanów Zjednoczonych uzupełnia całe, dość prozaiczne, przesłanie: pokój jest najlepszym podarunkiem, jaki można sobie wymarzyć. By jednak ten prezent otrzymać, należało realizować zalecenia organów propagandowych, jak choćby odpowiedzialny za tę pracę Wydział Edukacyjny Administracji Żywności. Przez cały okres wojny koncentrował się on przede wszystkim na wykazywaniu zalet ograniczenia konsumpcji i tym samym umożliwienia przekazania wysokokalorycznej żywności bardziej potrzebującym jej żołnierzom. Wynikało to z faktu, że postacie Wuja Sama i skautów były w Stanach powszechnie wykorzystywane, by pokazać, jak wiele uczynić mogą dla państwa młodzi chłopcy i dziewczynki, zwłaszcza wywierając presję na rodzicach marnotrawiących jedzenie czy też wspierając ich podczas prac polowych.
Z obecnej perspektywy, święty Mikołaj w swym w pełni komercyjnym ujęciu jest jedynie symbolem szaleństwa zakupów w okresie przedświątecznym. Jego amerykańska wersja rozprzestrzeniła się po świecie, stając się zarazem symbolem bardziej świeckiej formy obchodzenia Świąt Bożego Narodzenia. Z tym problemem próbowano zmierzyć się już w 1930 roku w jednym z numerów pisma dla chłopców „Boy’s Life”, w którym zwrócono uwagę na znaczne odmienności czerwonego brodacza od dostojnego biskupa z przewieszonym paliuszem. Autor wysunął aktualne do dziś wnioski, że „Santa Claus” stał się tak rozpoznawalną i kosmopolityczną postacią jak Tomek Sawyer, Faust czy Robinson Crusoe. Wieszczył „kultowi” świętego Mikołaja świetlaną przyszłość (i żywotność niczym u mającego holenderskie korzenie prezydenta Roosevelta), zwracając uwagę, że akurat ta postać nie powinna wywoływać religijnych sporów, a nawet przynależy ona również do Żydów i praktykujących inne wyznania. I to przewidywanie w pełni się spełniło, gdy dziś nieco zgarbiony starszy mężczyzna w karminowym płaszczyku daje radość prawie trzeciej części ludności świata.
Autorem tekstu Święty Mikołaj na amerykańskim froncie jest Georgi Gruew. Materiał został opublikowany na licencji CC BY-SA 3.0.