Umowa z 18 marca 2016 roku pomiędzy Unią Europejską i Turcją służyła zatrzymaniu napływu migrantów z Azji i Afryki północnej do Europy. Dokument ten mówił m.in. o wymianie imigrantów zarobkowych, deportowanych z państw Unii, w zamian za uchodźców z krajów ogarniętych wojną, takich jak Syria czy Irak. Teraz turecki minister do spraw europejskich Omer Celik grozi zmianami w tym porozumieniu mówiąc, iż „Turcja powinna dokonać przeglądu części dokumentu”. Wszystko przez dyplomatyczny konflikt, do jakiego doszło pomiędzy władzami tego kraju i rządem Holandii.
Kampania wyborcza na obcym terytorium
Cały spór zaczął się od pomysłu tureckich władz, aby przed referendum ustrojowym w kraju zorganizować zagraniczne wiece dla tureckiej mniejszości, w celu nakłonienia rodaków do głosowania korespondencyjnego. Holandia odrzuciła ten pomysł twierdząc, że nie pozwoli na polityczną agitację obcego państwa na własnym terenie. Mimo jasnych deklaracji ze strony Holandii, rząd Turcji wysłał do tego kraju ministra spraw zagranicznych Mevluta Cavusoglu. Ten nie został jednak wpuszczony na terytorium Holandii. Prezydent Recep Tayyip Erdogan określił wówczas Holandię „krajem niedobitków nazizmu i faszyzmu”.
Stan wyjątkowy w Rotterdamie
Później na wiece poparcia dla rządowego pomysłu próbowała dotrzeć Fatma Betul Sayan, turecka minister ds. rodziny i polityki społecznej. Jej samochód także został zatrzymany przez odpowiednie służby i odeskortowany do granicy niemieckiej. Po wydaleniu minister, przed konsulatem Turcji w Rotterdamie zebrało się około tysiąca protestujących. Ahmed Abutaleb, burmistrz Rotterdamu, jeszcze przed demonstracją, wprowadził w mieście stan wyjątkowy, dzięki któremu zyskał dodatkowe uprawnienia. Holenderska policja rozpędziła demonstrantów, użyła armatek wodnych. „Kilku demonstrantów zostało pobitych pałkami” – opisywała agencja Reutera, powołując się na świadków zdarzenia.
Cena do zapłaty
Wówczas prezydent Erdogan wezwał międzynarodowe organizacje do nałożenia sankcji na Holandię, określając ją mianem „republiki bananowej”. Holendrów nazwał islamofobami i obiecał, że kraj ten „zapłaci cenę”. W reakcji na pogróżki Holandia zamknęła swoją ambasadę w Ankarze i konsulat w Stambule. Turcja oświadczyła, iż nie życzy sobie „przez jakiś czas” powrotu ambasadora.